Bo Yin Ra - Księga Szczęścia
PRELUDIUM
Czy widziałeś kiedy dziecko, co zbudowawszy zamek z piasku klaszcze radośnie w dłonie, gdy dzieło jego jest ukończone? Tutaj oto znalazłeś swego Mistrza ty, który pragniesz szczęścia [sanskryckie: Ananda]. Oto człowiek, co znalazł szczęście, a jeśli nie chcesz, jako dziecię, szukać szczęścia, na próżno będziesz go w męce i pragnieniu pożądał.
Wszelkie szczęście ziemskie, a o nim tylko będzie mowa w tej książce, jest szczęściem twórcy - bądź to gdy tworzy on w sobie królewskie państwo miłości, bądź kiedy twór jego z ducha się kształtuje, bądź wreszcie, kiedy wartości materialne stają się dziełem jego materialnym kształtem. Jedynie radość twórcy z dokonanego dzieła jest szczęściem, a wszystko inne, co byś tym mianem nazwał, da ci, jeśli mu zaufasz, jeno złudę prawdziwego szczęścia, jakie istnieć może na tej ziemi. Ty miłujący, który znajdujesz szczęście jedynie w miłości swojej, powiedz mi, czy miłość twa jest czym innym, jak jeno radością twórcy?!
Uczucia są mocami twej twórczości, a jeśli jesteś prawdziwie "szczęśliwy" w swej miłości, tedy zbudowałeś sobie w krainie uczuć świątynię, do której wkroczyć nie może nikt, okrom ciebie, a w której sanktuarium króluje Bóg [Elohim], któremu służysz i ofiary niesiesz, jako kapłan swej miłości. A może nigdy jeszcze nie uświadomiłeś sobie, że jesteś w tym sensie twórcą, może zdaje ci się, że opanowany jesteś przez uczucia, które kierują tobą, często wbrew twej woli, może sądzisz, iż jesteś w okowach, podczas gdy chętnie nosisz okowy, może doznajesz złudy, jakoby wszystko to pochodziło z zewnątrz i rządziło tobą wszechwładnie wedle odwiecznych praw życia ziemskiego? Sam sobie stajesz na zawadzie, jeśli tak myślisz! Wprawdzie kiedy dusza twa otwiera się na spotkanie prądu milości, który przenika wszechświaty i z tajemniczą mocą ciągnie ku sobie wzajem dusze i ciała, wprawdzie posłuszny jesteś wówczas nieprzezwyciężonemu prawu, lecz przestrzeganie tego prawa będzie ci zawsze tylko obiecywało szczęście, zaś w miłości swej szczęścia nigdy nie osiągniesz, o ile nie potrafi ona zbudzić w tobie twórcy.
To, co czyni cię naprawdę "szczęśliwym", to twoje własne dzieło tworzenia z chaosu uczuć i tworzenia tego skutek - owa harmonia duszy, która udoskonala samą siebie, kiedy inne duszy darowuje. Nawet owa rozkosz zmysłowa, która nazywa się "miłością" u ludzi nie znających wyższego pożądania ponad zwierzęcy popęd, nawet ona zmusza najniższe uczucia do zbudowania świątyni złudy, w której jako niewolnicy swego krótkotrwałego "szczęścia", tworzą oni sobie bożka ze swych lubieżnych snów. Atoli ty - ty miłujący, który pragniesz być prawdziwie "szczęśliwym", będziesz musiał szukać innego rodzaju miłości, a jeśli jesteś prawdziwie miłującym, tedy szczęście odczuwania cielesnego będzie dla cię nieoddzielnym od szczęścia zjednoczenia duchowego.
Tylko jako twórca znaleźć możesz to szczęście duszy!
Ciągle jeszcze pozwalasz się łudzić i oczekujesz szczęścia z zewnątrz. Dla jednego jest nim miłość ukochanego człowieka, dla innego dzieło, które pragnąłby widzieć stworzonym, dla innego znowu wyzwolenie od troski i biedy cielesnej. Ale jeśliś nawet to wszystko osiągnął, przyznać będziesz musiał w końcu, że do szczęścia brak ci jeszcze czegoś i bez wytchnienia szukać będziesz dalej. Nie przeczuwasz nawet, jakie szczęście kryje w sobie to życie ziemskie i że to szczęście jest zakładem i podstawą wszelkiego szczęścia "wiecznego"!
Jeśli nie znajdziesz tu na ziemi swego ziemskiego szczęścia, stanie ci się byt doczesny bezcelowym i będzie dla ciebie jeno łańcuchem coraz to nowych, większych i mniejszych udręczeń! Nie wierz owym złowieszczym naukom, co obiecują ci "szczęście wieczności" w zamian za wyrzeczenie się szczęścia ziemskiego! I tu i teraz, kiedy to czytasz, jesteś pośrodku wieczności, a czego sobie teraz nie zdołasz stworzyć, nie potrafi stworzyć ci żaden Bóg po wszystkie wieki.
Musisz się nauczyć pojmować, że wszelkie szczęście jest jeno skutkiem zdolności, którą nosisz w sobie, i że nigdy, ani teraz, ani w jakiejkolwiek innej formie bytu, nie możesz się stać szczęśliwym, jeśli tej zdolności nie potrafisz doprowadzić do rozwoju, jeśli czekać będziesz gnuśnie, aż spotkasz kiedyś swe szczęście, albo jeśli zgoła wierzyć będziesz, że musi ci ono być dane z zewnątrz jako "nagroda", jako skutek "sprawiedliwości Bożej"!
Tylko jako twórca zdobędziesz swe szczęście i na zawsze je zachowasz!
Tylko to, co sobie tutaj sam teraz zbudujesz, da ci wieczną radość!
Tylko jeśli potrafisz tworzyć swe szczęście, osiągniesz szczęście w każdej formie bytu!
Bô Yin Râ
OBOWIĄZEK SZCZĘŚCIA
Nieliczni tylko ludzie na tej ziemi potrafią przykuć szczęście do dni swoich, a ci nieliczni uczynią najlepiej, nie mówiąc nic o swym szczęściu jeśli nie chcą, aby zazdrość stałą się dla nich groźnym przeciwnikiem. Ale niezliczeni ludzie tęsknią do szczęścia, nie znając go, bowiem nie wiedzą, że sami tylko mogą się stać twórcami swego szczęścia. Pragną szczęścia, jak zakazanego owocu, bowiem chcieliby je znaleźć jako dar, a jednak przeczuwają niejasno, że nabyć je można jedynie za określoną jego cenę. Od młodości wpajano w nich przekonanie, że wszelkie szczęście ziemskie jest tylko darem przypadku i że szlachetnemu człowiekowi nie przystoi dążyć do szczęścia. Uszu ich nie dosięgła nigdy nauka, która by im mówiła o obowiązku zużytkowania dni tego ziemskiego żywota tak, aby stały się one źródłem ciągłego szczęścia.
Wprawdzie wszyscy oni chcieliby "być szczęśliwymi" i każdy próbuje tego w inny sposób, ale szczęście jest dla nich tylko dodatkiem, a tysiące rzeczy są im ważniejsze od niego. Atoli kto chce osiągnąć szczęście, dążyć winien tylko do swego szczęścia, a wszystko, co może osiągnąć poza tym jeszcze, dążeniu temu winno być podporządkowane. Żadne inne pragnienie nie powinno hamować jego woli osiągnięcia dzięki swym wolnym czynom największego szczęścia, jakie dać mu może ta ziemia. Żadne inne zadanie nie powinno być dlań wyższym, niż ów obowiązek dążenia do najczystszego, trwałego szczęścia i pomnażania szczęścia dla siebie, a przez to i dla innych.
Nieszczęsna nauka od najdawniejszych czasów uczyniła szczęście ziemskie dla niewielu tylko osiągalnym, podczas gdy dla wszystkich innych niedostępnym się stało ich szczęście. Nie przeczuwa się nawet, że ziemia ta zawiera bezgraniczne możliwości szczęścia i nieszczęścia, i że wola człowieka - nie pragnienie jego - w obu wypadkach kieruje wszelkimi zdarzeniami. Wierzy się w swą "siłę woli" - a jest się niewolnikiem swych pragnień, które z rzadka jedynie potrafią poruszyć odrobinę woli których działaniem zadawalania się skromnie, nie pożądając niczego więcej, bowiem sądzi się iż z dawna osiągnęło kres wszelkiego działania woli.
Gdyby się jednak wiedziało, co może istotnie wola człowieka, tedy ilość ludzi szczęśliwych rychło stałaby się znacznie większa, niż waży się spodziewać najśmielszy nawet marzyciel, uzależniający możliwość szczęścia od zwycięstwa swych pomysłów uszczęśliwienia świata. Jesteśmy tym, czym chcemy być! Póty tylko będziemy "piłką w dłoniach losu", póki pozwolimy losowi grać nami. Póty tylko będziemy "trapieni przez nieszczęście", póty wyprzedzać będziemy nieszczęście, ażeby uciec przed nim. Póty tylko będziemy "wydziedziczeni ze szczęścia", póki nie uznamy obowiązku dążenia do najwyższego szczęścia na tej ziemi.
Grzechem jest nie dążyć do szczęścia, ale większym jest grzechem nie chcieć stworzyć tu swego szczęścia! Grzechem też i występkiem przeciw wszechmocy ducha jest owa żałosna skromność, z jaką pragnie się szczęścia. Tak więc dla jednego jest już szczęściem, jeśli potrafi wyżywić siebie i swoją rodzinę. Innemu zdaje się szczęściem, że może mieszkać w pałacu i jeździć powozem. Inny znowu szuka sławy i czci, stanowiska i godności, jako swego "szczęścia".
Niewielu tylko ludzi wie, że ani bogactwo ani zaszczyty nie mogą dać szczęścia i że natomiast szczęście jest potęgą, która każdemu człowiekowi daje tyle właśnie ze wszystkich dóbr ziemi, ile potrzeba mu do szczęśliwego bytu - nie mniej tez i nie więcej. Kto sądzi, iż znajdzie szczęście osiągnąwszy jakieś określone dobra ziemskie, ten szuka jeszcze tych dóbr ziemskich jedynie, a nie szuka szczęścia! Szczęście [Anandah] jest zadowoleniem twórcy w jego dziele tworzenia. Atoli to dzieło tworzenia nigdy nie jest ukończone, a twórca zna jedynie "dni odpoczynku" - sabaty duszy, obdarzające go nowymi siłami na nowe tworzenie.
Człowiek szczęśliwy jest po wszystkie czasy twórcą i nigdy nie znuży się tworzeniem. To, co tworzy jest warunkiem i podstawą jego szczęścia, atoli szczęście jego jest mocą twórcy, dającą mu wszystko, co może mu zapewnić trwałe zadowolenie. Nie każdemu trzeba tego samego, ale każdy kto podejmuje się tworzenia swego szczęścia, otrzyma wszystko, czego istotnie potrzebuje do swego szczęścia.
"Pragnijcie nade wszystko Królestwa Bożego (najwyższego dobra) i jego sprawiedliwości, a wszystko inne będzie wam z nim dane!"
Jakże fałszywie wytłumaczono te słowa Mistrza z Nazaretu! Wprawdzie wedle ksiąg, zawierają naukę jego - powiedział on tak "Królestwo Boże nie jest tu lub tam, ono jest w nas!" a przez to wskazywał na siłę w człowieku, której "sprawiedliwość", warunkom stać się musi zadość, jeśli "wszystko inne" ma "być wam dane", atoli kto miał odwagę tłumaczyć słowa podane tutaj tak, jak je niegdyś Mistrz w prostej mądrości podawał?!
Z "Królestwa Bożego", jak on je rozumiał, wiara małoduszna uczyniła królestwo namaszczonych mów i tkliwej pociechy. Wbrew jego słowom szukano "Królestwa" tego w odległym świecie zewnętrznym, nie bacząc na naukę jego, że "Królestwo Niebieskie jest bliskie". Ach, czemuż niewola ziemsko - zmysłowego sposobu dostrzegania zjawisk nie dozwoliła człowiekowi zrozumieć, że "Królestwo Boże" może się stać czynne w nim samym, że "Królestwo niebieskie" otacza go zewsząd, nawet gdy mniema, iż znajduje się w "piekle"!
Wystarczyło mu zagłębić się "w siebie", aby wydobyć skarb niewyczerpany, wystarczyło mu wysłać tylko fale owej siły, którą piastuje w sobie - na zewnątrz, aby oblicze ziemi odnowiło się dla niego. Atoli wszyscy wiedzący wszystkich czasów wiedzieli, że w tym okresie świata nieliczni tylko zechcą pobudzić w sobie tę wolę wyzwolenia, i że nadejść musi dopiero nowa era świata, powstać musi dopiero nowa ziemia, aby "oczekiwanie wszelkiego stworzenia na zbawienie przez dzieci Boże", o którym mówi św. Paweł, mogło się stać faktem kosmicznym. U większości ludzi podpada jeszcze wola z ich własnej winy za bardzo w "hipnozę" ziemsko - zmysłowego sposobu dostrzegania, ażeby mogli zaufać siłom ducha i pozwolić im kierować rzeczami ziemsko - zmysłowymi.
W małodusznej wierze oczekują czegoś, co ma im mechanicznie przynieść pomoc z zewnątrz. Albo też pogrzebali dawno wszelką nadzieję i wszelkiego oczekiwania zaniechali - a bardzo tylko nieliczni gotowi są podjąć próbę uchwycenia w swe ręce duchowego przewodu swego losu. A jednak ci "nieliczni" mogliby się i w tym okresie świata stać bardziej licznymi, a niejeden człowiek doznaje niejasnego przeczucia zawartej w nim mocy, nie wiedząc jak mógłby nauczyć się nią władać.
Nauka, którą wieści ta książka, może go skierować na właściwą drogę, a ten, kto ją mu daje, nadaje tylko kształt prastarej mądrości okultywnej, którą dawniej w ścisłej trzymano tajemnicy i z rzadka tylko dozwalano ludziom powołanym dawać o niej świadectwo ludziom specjalnie wybranym. Jest to wiedza doświadczalna, która tysiącleci potrzebowała na swe wypróbowanie, a nikt, kto jej zaufał, nie zawiódł się. Ci, co ją teraz oddają dalej, postanowili objawić ją wszystkim ludzom i wziąć za to na siebie odpowiedzialność. Ta nauka o szczęściu ziemskim jest jako pierścień zamknięty. W tobie jedynie spoczywa moc stworzenia twego szczęścia, a wszelkie szczęście polego tylko na tej mocy twórcy, bowiem jedynie radość, jaką moc ta daje, jest prawdziwym szczęściem.
Jesteś obowiązany wcielić w czyn ową drzemiącą w tobie siłę, jesteś obowiązany stworzyć tu na ziemi swe najwyższe szczęście, a jak masz się z obowiązku swego wywiązać, wskaże ci owa książka. Bô Yin Râ
JA I TY
Siebie samego tylko odczuwasz jako "JA" (Jaźń), a nikogo innego oprócz siebie nie możesz w tym JA zawrzeć. Dla siebie jesteś tylko "JA" - jesteś JA całej ludzkości. Atoli ta "ludzkość" jest homogeniczną całością, złożoną z miliardów odrębnych JA, z których wprawdzie żadne nie jest zupełnie podobne do twego, jednakże każde co do formy jest identyczne z tym, co ty w sobie odczuwasz jako JA. Trudno jest ująć w słowa ludzkie to, co chcę ci tu powiedzieć, i muszę cię prosić, abyś się starał uczuciem dojść sensu ostatecznego mojej mowy, bowiem wiem dobrze, że jasności bezwzględnej niepodobna tu osiągnąć i że mogę mówić tylko w swoim języku, który ty musisz się dopiero nauczyć "tłumaczyć" na swój.
Chciałbym ci wyjaśnić, że jesteś swoistym punktem środkowym pewnej całości, złożonych jedynie z tych swoistych "punktów środkowych", która, jako nieskończona i nieograniczona, w każdym miejscu posiada swój punkt środkowy. Atoli każdy punkt środkowy jest tu dla siebie samego JA, zaś każdy inny punkt środkowy jest dlań TY. Jeśli chcesz stworzyć sobie szczęście swego "punktu środkowego", tedy baczyć musisz na ten stan rzeczy i starać się odnaleźć tajemne stosunki, jakie istnieją pomiędzy JA i TY. Stosunki te ulegają ciągłym zmianom. Niezmienną pozostaje jedynie stale regulowana równowaga wszelkiego działania i ??? działania w owej całości, jaką stanowi ludzkość. Jako JA możesz na jakieś TY działać tylko albo bez tego zamiaru nie usiłując działania wywierać, albo wskutek świadomej woli.
Jeśli chcesz oddziaływać na jakieś TY, to środkami twymi są: prośba przekonanie lub przemoc. Wiedz jednak, że za wszelki skutek swego działania, ba nawet za sam zamiar, zapłacić musisz określoną, niezmienną cenę! Dlatego nie proś, ani nie przekonuj jeśli nie pragniesz, aby i ciebie jakieś TY poprosiło lub przekonywało, tym mniej jednakże oddziałuj przez przemoc, jeśli dla ciebie samego przemoc byłaby nieznośnym jarzmem! Nic nie będzie ci "darowane", jakkolwiek byś się sobie zdawał pewnym i jakkolwiek starannie ukrywałbyś swe istotne zamiary.
Przed jakimś jednostkowym TY możesz się wprawdzie skryć, ale zbiorowy organizm ludzkości wie zawsze wszystko, co dzieje się w tobie, i z automatyczną pewnością będziesz musiał ponieść wcześniej czy późnej, w prawie oznaczonym czasie, konsekwencję swego postępowania. Jeśli ty sam nierad ulegasz prośbom, a jednak prosisz, jeśli ty sam niedostępny jesteś dla przekonywania a jednak przekonujesz, jeśli ty sam nie pozwalasz gwałty sobie zadawać, a jednak przemocy używasz - tedy w każdym z tych wypadków osiągniesz coś, za co jak ci się zdawać będzie - nie będziesz musiał ceny zapłacić, ale mylisz się!
Prawa ducha nie dają się, jak ziemskie prawa, obejść albo też wytłumaczyć wedle twego upodobania. Nie znajdziesz też rzecznika, co by próbował obronić cię przed skutkami twego postępowania. Musisz co do grosza zapłacić dług, jaki zaciągnąłeś wobec ludzkości i przez swe postępowanie w stosunku do jakiegoś innego człowieka. Przed prawem tym nie uchronisz się, póki nie zapłacisz "ostatniego grosza". Im dłużej będzie odwlekany termin płatności, tym więcej masz powodów do obaw, bowiem procenty i procenty od procentów po wieczność samą nie będą ci odpuszczone. Ba, więcej nawet!
Ty sam jesteś w tym względzie równouprawnionym z innymi, bowiem i ty jesteś za swoja osobę odpowiedzialny przed ludzkością i nie wolno ci żądać od siebie niczego, jeśli nie masz widoków na ekwiwalent ze strony ludzkości. W przeciwnym razie będziesz musiał podobnież i za siebie płacić wcześniej czy później cenę, z procentami i procentami od procentów, jak za każdego innego. A może dopiero dziś słyszysz po raz pierwszy o tym lub też dziś dopiero stała ci się jasną jego nieubłagana sprawiedliwość i nieomylność? Może powstają w tobie wątpliwości co do twych dawniejszych czynów, chociażbyś teraz był zdecydowany zastosować w przyszłości swe postępowanie do tego prawa?
Jeśli chcesz stworzyć swe szczęście, tedy wiedz, iż znajdziesz środki i drogi do spłacenia swego długu względem ludzkości w sposób odpowiadający twym pragnieniom, znajdziesz je z chwilą, gdy będziesz wiedział, ile masz w rzeczywistości do spłacenia! Nie czekaj, aż prawo z bezwzględną obojętnością na twe dobro i ból wytoczy swe żądania. Wypracuj sobie sam "bilans" i nie przerażaj się, jeśli "winien" przewyższa znacznie "Ma". I ile nieubłaganie musi zbiorowy organizm ludzkości ściągnąć od każdego ze swych członków należność, o której spłacie rozmyślnie "zapomniano", o tyle biernie i automatycznie musi on być posłuszny innemu prawu, które uniemożliwia mu wszelką gwałtowność, odbiera wszelką egzekutywę, z chwilą kiedyś ty powziął bodaj zamiar poważny wyrównania należności i póki ty czujesz się zobowiązany - choć okoliczności sytoją ci jeszcze na zawadzie - do spłacenia całego długu, nie szkodząc tym na nowo sobie lub innym.
Tyle musisz wiedzieć o tym prawie równowagi w zbiorowym organizmie ludzkim, jeśli chcesz stworzyć swe szczęście. Od ciebie zależy, czy chcesz stosować się w życiu codziennym do tego prawa w jego różnorakich dalszych rozgałęzieniach. Z pewnością nie przyniesie ci to szkody. Jeśli chcesz się stać twórcą twego szczęścia, tedy odkryjesz wnet, że przeważna część tego upragnionego przez ciebie szczęścia spleciona jest ściśle ze stosunkiem twego JA do wszelkich TY.
Szczęście twe chce obejmować i miłość we wszystkich jej przejawach. Atoli miłość - a nie mam tu na myśli jedynie płciowego połączenia - wymaga zawsze jakiegoś TY, choćbyś tym TY miał być TY sam. I tu panuje prawo równowagi, i nie wolno ci się spodziewać, że miłość twa może nie ulec omamieniu, jeśli starasz się "zapomnieć" o wymianie, lub chcesz otrzymać więcej niż dajesz! Za wszystko, co chcesz otrzymać, musisz zaofiarować równo wartościowy ekwiwalent, inaczej bowiem zażąda od ciebie kiedyś zbiorowy organizm ludzkości tego, coś został winien, a nie skarż się jeśli będzie on dochodził swych praw w sposób niezależny od twoich życzeń.
Czy idzie tu o stosunek twój do ludzi obcych zupełnie, czy w grę wchodzi twa miłość i potrzeba miłości w stosunkach kobiety i mężczyzny, czy mowa jest o miłości rodziców do dzieci lub dzieci do rodziców, lub wreszcie miłości wśród rodzeństwa - nigdy nie masz prawa oczekiwać więcej niż dajesz, a jeśli otrzymujesz więcej, tedy bacz pilnie, abyś wnet oddał za to swą należność, o ile nie chcesz aby ją kiedyś wzięto od ciebie , kiedy najmniej będziesz tego oczekiwał i w sposób, który może nie bardzo będzie ci odpowiadał!
Prawa duchowe działają nie inaczej, jak tak zwane prawa fizyczne zewnętrznej przyrody, a wiesz z doświadczenia, że jeśli pogwałcisz jakieś z tych praw, to skutki twego czynu dotkną cię bez względu na to, czy jest ci to miłe czy nie. Byłoby więc zuchwalstwem w stosunku do praw duchowych oczekiwać "odpuszczenia" lub ZWOLNIENIA od skutków, jak zuchwalstwem byłoby to przy pogwałceniu jakiegoś z praw fizycznych.
W obu przypadkach żądałbyś, aby gwoli twego błędu został porządek kosmiczny naruszony. A że miliardy ludzi popełniają co dnia takie błędy, tedy "odpuszczenie" to byłoby niczym innym, jak pogrążenie się wszystkich światów duchowych w zupełnym chaosie. Otrząśnij się z ponurej, posępnej wiary dzikiego, który swarzy się ze swym bożkiem, kiedy nie działa on według jego życzenia, i stwórz w sobie raczej wiarę w niezmierzoną całość, która jest częścią, i jako część punktem środkowym, aby stało ci się jasnym, jak mało ceniłbyś Boskość, która stawiałby twe głupie życzenia ponad swymi prawami, kiedy się tobie nie spodoba ponosić skutków swego postępowania, jako części całości.
Jeśli masz sobie kiedyś zdobyć wyższe poznanie, nie zdołasz już bez najmniejszego wstydu wspominać owych dni, kiedy zdawało ci się słusznym zupełnie wedle praw Boskich że "Syn Boży" musiał cierpieć za twoje czyny, gdyż ty wygodnie chciałeś się zaprzeć ponoszenia skutków swego postępowania. Nie pojmujesz już wtedy, jak mogłeś nie pragnąć raczej zupełnego unicestwienia swej osoby, aniżeli znosić przez bodaj chwilę myśl, że ktoś niewinny zmazać ma twoją winę przez męki i katusze. A jeśli nawet należysz do ludzi, którzy uważają się za odpowiedzialnych za swe czyny, tedy obawiam się jednak, iż mógłbyś nie wiedzieć, że w równej mierze odpowiedzialnym jesteś za swe myśli.
Powiedziałem ci już, że dla zbiorowego organizmu ludzkości, którego jesteś częścią, nie ma nic ukrytego, a najbardziej nawet tajone myśli twoje są dlań widzialne. Nie chciałbym tu jednak narazić się na zarzut, iż uczę o jakiejś "zbiorowej duszy ludzkości", jako o samoistnej, świadomej istocie! Świadomym staje się zbiorowy organizm ludzkości jedynie w swoich "punktach zbiorowych", poszczególnych ludziach, a w każdym oddzielna, jest on świadomy inaczej, jak również to w mniejszym to w większym stopniu.
Jeśli powiadam: "dla zbiorowego organizmu ludzkości, jako takiego, nie ma nigdy nic ukrytego", chcę ci przez to wyrazić jedynie, że wszystko, co mógłbyś mówić czy czynić, działa z automatyczną pewnością - poza ciebie jako jednostkę - na cały duchowy organizm zbiorowy ludzkości i tam uwiecznia swe skutki, dla których częstokroć szukasz potem na próżno przyczyny, bowiem nigdy nie przyszłoby ci na myśl, że i twoje najcichsze myśli, o których sądziłbyś prawie, iż są przed tobą samym ukryte, mogły się stać przyczyną tak daleko sięgających skutków.
Jeśli chcesz stać się twórcą swego szczęścia, musisz wiedzieć, że myśli twe niby posłuszne zwierzęta pociągowe spełniają dla ciebie wierną służbę, jeśli je do tej służby wychowałeś, że jednak mogą się stać rozjuszonymi bestiami, jeśli odzwyczaisz je od służby i bez więzów wypuścisz na ludzkość. Nie możesz być prawdziwe szczęśliwy, jeśli - o ile to leży w twojej mocy - nie stwarzasz i dla innych możliwości szczęścia. Burzysz zaś szczęście innych, kiedy twe myśli, niby ludzkie buhaje, wdzierają się do kwietnych ogrodów dusz innych ludzi.
Jeżeli myślisz w harmonii, tedy i w innych harmoniach zabrzmi dzięki tobie, lecz jeśli myśli twe są zniszczeniem i chaosem, i w innych spowodują one zaburzenie i chaos. Nie możesz utrzymać siebie samego w zdrowiu bez ciągłych i trwałych myśli pełnych zdrowia, piękna i siły. Wnet zaś jak trędowaty oddziaływać poczniesz przez swe myśli i na innych, jeśli myśleć potrafisz tylko o chorobie i cherlactwie. Znam kogoś, kogo lekarze uznali za "nieuleczalnego", a choroba jego była z rodzaju tych, jakich dziś jeszcze żaden lekarz leczyć nie potrafi. Przez siłę swych myśli uleczył się on sam i od dziesiątków lat żyje jako zdrowy człowiek.
Znam kogoś innego, komu na natarczywe nalegania wyjawiono, że "w najlepszym razie ma jeszcze cztery lub pięć lat" życia przed sobą, nie przyjmował on żadnego z przepisanych mu lekarstw, nie stosował żadnej kuracji i postawił sobie za cel utrzymać się przy życiu jedynie prze siłę swych myśli. Oto już prawie dwadzieścia lat minęło odkąd odstąpili go lekarze, a on żyje, nie odczuwając żadnej choroby i zdaje mu się dzisiaj snem, że kiedyś potrzebował był lekarzy.
Ludzie tacy oddziaływają jak promieniotwórcze centra zdrowia na najdalsze bodaj otoczenie, nawet gdyby wedle orzeczeń lekarskich nie mogli być uważani nawet za de facto "uzdrowionych". Czują się oni zdrowi, a czas przyznał im rację, gdyż dolegliwości ustały. Pewność jaką dało im powodzenie, obdarza myśli ich w dalszym ciągu nieprzezwyciężoną mocą, dzięki której mogą się stać rozsadnikami zdrowia. Myśl ciągle o nędzy i niedoli, a nędza i niedola nie każą ci długo czekać na siebie, obawiaj się ciągle jakiegoś nieszczęścia, a zły los z pewnością przywrze do twych stóp! Ale i w najgorszych chwilach nie uważaj sprawy swej za przegraną, a nigdy jej nie przegrasz, z pewnością znajdziesz wnet wyjście!
Niepowodzenie, jakie cię spotyka, traktuj jedynie jak burzę, która cię zaskoczyła na wycieczce, a możesz być pewien, że coraz rzadziej spotykać cię będą niepowodzenia! Ty sam jesteś magnesem swego szczęścia i nieszczęścia! Możesz się nastawić na siły, które chcesz przyciągnąć, a one muszą ci być posłuszne. Atoli nie działasz tylko jako JA dla siebie samego, lecz zarazem dla każdego TY, które związane jest z tobą duchowo w zbiorowym organizmie ludzkości.
Moc twego oddziaływania znacznie niej niż sądzić zależeć będzie od odległości zewnętrznych, w znaczniejszej mierze określony będzie stopień tej mocy przez mniejsze lub większe prawdopodobieństwo twych myśli do myśli innych ludzi. Atoli każdy z miliardów tych, kogo odczuwasz jako pewne TY, będzie w jakiś sposób dosiężony, chociażby przez oddźwięki stworzonych przez ciebie oddziaływań. Przeto ponosisz straszliwą odpowiedzialność! Nigdy nie jesteś sam, choćbyś się ukrył za najgrubszymi murami. Zawsze działasz jako JA w stosunku i związku ze wszelkim TY, bowiem aczkolwiek jesteś jednorakim JA, jednak wśród wszelkich "punktów środkowych" organizmu ludzkości panuje zupełna identyczność. Bô Yin Râ
MIŁOŚĆ
Niepodobna mówić o szczęściu (Anandam), nie wspominając o tym szczęściu jakie zgotować może człowiekowi człowiek w miłości. Atoli zbyt łatwo zapomina się zazwyczaj i tutaj, że to szczęście miłości, jak każde szczęście chce być stworzone. Dlatego to wielu ludzi żyje w ciągłym oczekiwaniu jakiegoś "szczęścia", które ma nadejść, a wielu jest pośród nich, co żadnego innego szczęścia nie pragną, jeno szczęścia miłości pomiędzy mężczyzną a kobietą.
Niektórzy na próżno czekają przez ciąg całego swego życia, bowiem szczęścia takiego, jak oni je sobie wymarzyli, nie dało im się znaleźć na drodze swego życia. Innym znowu wydaje się pewnego dnia, że znaleźli swe szczęście miłości, ale po krótkim już czasie następuje "rozczarowanie" i poczynają wątpić w możliwość osiągnięcia trwałego szczęścia w miłości. W uszach ich dźwięczą znowu głupie zdania o "walce płci", które dopełniają miary nieszczęścia. Atoli tak "rozczarowani" w istocie przez długi jeszcze czas nie są - prawdziwe rozczarowani, wolni od czaru - ale podlegają znów nowemu czarowi, nowemu złudzeniu. Początkowo wierzyli, iż szczęście miłości jest darem "przypadku", że otrzymać je zatem muszą bez swego współdziałania.
Teraz na pozór wyzwolili się z tego złudzenia, ale tylko w stosunku do swego obustronnego wyboru, i popadają wnet w nowe złudzenia, jakoby wszelkie nieszczęście było jedynie skutkiem ich błędnego wyboru. Ach nie, wy, którzy mniemacie, iż wasze szczęście miłości [prema-ananda] oszukało was, wasz pierwszy impuls, który powiódł was wzajem ku sobie, (w najczęstszych wypadkach) bynajmniej was nie oszukał, ale wy sami oszukujecie siebie, gdyż nie umiecie wyzbyć się wiary, jakoby wszelkie szczęście miłości musiało się wam dawać bez waszego współdziałania.
Nie wiecie jeszcze, że szczęście musicie sobie na sam przód stworzyć, jeśli ma się ono stać waszym trwałym udziałem, wzbogacając wasze życie niezniszczalną wartością! Nasza wola istotnego osiągnięcia szczęścia, nie była jeszcze dość czysta. Wprawdzie istniało w was pragnienie osiągnięcia szczęścia miłości, ale "pragnienia" nie mają nigdy rozkazodawczej mocy, zaś - wole swą, która jedynie mogła stworzyć wasze szczęście, rozdrobniliście na tysiące drobnych pożądań, miast zjednoczoną skierować ją na jeden cel: stworzenia swego szczęścia!
Kto zawsze chce, a nie "chciałby" tylko, znaleźć szczęście w miłości, ten winien chcieć wyłącznie swego szczęścia i niczego ponadto. Nie powinien zawczasu łudzić się pewnością co do tego, co musi dopiero stworzyć, nie powinien pragnąć jak marzyciel smakować owoce, zanim mogły dojrzeć, owoce, które wskazują mu jedynie jego marzenia, a których brak odczuwać musi potem boleśnie, kiedy nagłe pukanie rzeczywistości zbudzi go ze snu. Od pierwszego dnia swej miłości musi on rozwijać w sobie wolę szczęścia i podporządkować jej musi wszystko, co jest celem jego pragnień i tęsknot.
Szczęście miłości [prema-ananda] da się osiągnąć wówczas jedynie, gdy się wytrwale i prawdziwie chce być szczęśliwym z człowiekiem, którego się kocha. Ani przez chwilę wolno więcej "igrać" z myślą, że mogłoby ono i "inaczej przejść". "Szczęście w miłości" jak każde szczęście, jest szczęściem twórcy, jest zadowoleniem, jakie daje spełnione dzieło, jest dziełem i MOCĄ DO DZIEŁA. Atoli dzieło miłości pragnie zawsze uszczęśliwienia ukochanego człowieka, a radość, iż umiemy czynić go szczęśliwym, będzie nam jako własne szczęście. Kto jednak posiada moc uszczęśliwienia innego człowieka, ten posiada zarazem w równym stopniu moc unieszczęśliwienia go.
A jeśli ciągła wola nie stawia co dzień na nowo przed oczyma tego jednego celu, aby zużytkować swą moc wyłącznie dla uszczęśliwienia ukochanego człowieka, tedy moc owa stania się wnet niewolnicą chmary demonów, chmary tysięcznych mniejszych i większych pragnień, które coraz to na nowo stwarza życie dnia powszedniego. A wówczas miłość twa, jeśli jest prawdziwa, może wprawdzie żyć wśród coraz to nowego cierpienia, lecz szczęście miłości, o którym w chwilach szału i marzeń sądziłeś już, że jest ci dane, ucieknie wnet od ciebie, miast stać się trwałą twą własnością.
Zapytajcie się oboje: "jak się to mogło stać, że nie potrafimy się zrozumieć, że gotujemy sobie wzajem coraz bardziej ponure nieszczęścia, choć serca nasze, mimo obustronnych męczarń, powiadają nam, że jednak kochamy się!?" Lecz nigdy nie znajdziecie jedynej słusznej odpowiedzi, w dobrych godzinach zawierać będziecie coraz to nowe pakty, aby je pogwałcić znowu, będziecie się gnębić i dręczyć wzajemnie i w najlepszym razie - zdecydujecie się na pełne rezygnacji, znośne współżycie, przekonani, że jesteście oboje ofiarami okrutnego losu. Atoli wszystko to jest najczęściej jedynie złudą, skutkiem omamu, który wymarzył sobie szczęście i spodziewał się go wedle obrazu swych marzeń, zamiast chcieć szczęścia i tworzyć je silną wolą.
I dziś jeszcze szczęście miłości nie jest dla was stracone, jeśli żarzy się w was bodaj iskierka prawdziwej miłości. Musicie tylko pojąć, że dlatego jedynie nie znaleźliście szczęścia w swej miłości, iż sądziliście, że możecie je znaleźć, nie tworząc go, iż chcieliście zbierać żniwo - nie siejąc! I dziś jeszcze możecie zacząć uczyć się żyć życiem miłości, możecie zbudzić się ze snu, który wiódł was do nieszczęść - i bolesnego wyrzeczenia się!
Będziecie musieli sobie wzajemnie wybaczyć wiele, co trudno jest wybaczyć, a niejedno złe słowo nie łatwo wam będzie zatrzeć w pamięci, ale jeśli kiedyś, choć przez chwilę, łączy was prawdziwa miłość, tedy ujrzycie wnet jasno, iż oszukiwaliście się sami, i że wszystko, co macie sobie do wybaczenia, skierowane było z obu stron przeciw fantomowi, który sami sobie stworzyliście, w który wierzyliście i może dziś jeszcze wierzycie, bowiem fantom ten stał się dla każdego z was wzorem, wedle którego potem - istotnie siebie kształtowaliście.
Musicie przede wszystkim chcieć widzieć siebie innych, jeśli miłość wasza ma jeszcze ozdrowieć, jeśli pragniecie stworzyć teraz szczęście swej miłości w prawdziwym "rozczarowaniu", więc: wolni od czaru - wolni od złudzenia! Z początku będzie wam trudno zapewne pokonać w sobie ową podejrzliwość, owe "złe myśli" [angra mainu], które wietrzą tylko, czy ów człowiek, niegdyś kochany, dziś może już z dawna znienawidzony, nosi jeszcze w swym sercu obraz owego fantomu. A jeśli mimo wszelkich trudności początkowych odnawiać będzie w sobie ciągle tę wolę ku wyćwiczeniu owej mocy, jaką - wzajem nad sobą posiadacie, i istotnemu uszczęśliwieniu ukochanego człowieka, tedy z pewnością nauczycie się wnet tworzyć swe szczęście.
Powiesz może: "Tak lecz cóż mi przyjdzie z tego, że ja sam posiadam jak najlepsze chęci stworzenia dla nas obojga szczęścia, jeśli jednakże przedmiot mojej miłości woli takiej nie posiada?" Póki możesz jeszcze tak pytać, nie pojąłeś co znaczy tworzyć swe szczęście! Ciągle jeszcze sądzisz, iż zależny jesteś od czegokolwiek poza tobą, nie masz jeszcze odwagi stanąć na własnych stopach. Nie pokładasz jeszcze zaufania w sobie samym i daleki jesteś od tego, aby chcieć istotnie stworzyć swe szczęście miłości, winno ci być obojętnym, czy człowiek ukochany współdziała z twymi pragnieniami, czy też sprzeciwia się im.
Musisz własne swe pragnienie doprowadzić do zupełnego spokoju, iżby nie mogły więcej szkodzić twej woli!
Niczego innego nie wolno ci chcieć, jeno powodzenia swej mocy uszczęśliwienia ukochanego człowieka. W radości zwycięstwa staniesz się i ty sam szczęśliwy! Tutaj należy uczyć się samo opanowania, aby móc sobie samemu zapewnić powodzenie. Będziesz musiał zwalczać skłonności, ukracać przemożna zamiłowania, pokonywać pragnienia, lecz wszystko to stanie się źródłem radości, bowiem uczujesz się panem samego siebie, a podczas gdy pierw nie przeczuwałeś może nawet, do jakiego stopnia tkwiłeś w kajdanach niewoli, podwładny temu, co było - nie tobą samym.
Dzisiaj może cię jeszcze gniewa, gdy widzisz, że ukochany człowiek fałszywie patrzy na jakąś sprawę, którą ty we właściwy sposób ujmujesz, gdy widzisz, że posiada on zamiłowanie do tego, co w tobie budzi odrazę, że "smak" jego pozwala mu lubić coś, co tobie wydaje się "nieznośnym i wstrętnym". Ale czymże jest wszystko to wobec szczęścia miłości?! Jakże śmiesznie podrzędnym wydaje się to wobec szczęścia, jakie może sobie dać dwoje miłujących się ludzi! Tam, gdzie idzie o budowanie szczęścia miłości, nie ma najmniejszego znaczenia, kto z was "ma rację", a kto jej "nie ma"!
Jeśli pragniesz, aby ukochany przez ciebie człowiek widział wszystko w twoim ujęciu, bez względu na to, czy masz istotnie "rację", czy też wmawiasz to sobie tylko jest to tylko żałosne pragnienie pozoru mocy. Dopiero gdy ujrzysz skutki swej zdolności uszczęśliwienia ukochanego człowieka, przekonasz się ze zdumieniem, że wasz dawniej tak odmienny sposób widzenia rzeczy stał się nagle - jednakim. I będziesz musiał przyznać ze wstydem, że wszystkie wasze poprzednie spory o błahostki, które zdawały się wam tak "ważne", płynęły jedynie z głupoty.
Pojmiesz wówczas, iż daremnie usiłowaliście pojednać swe "poglądy", póki sami nie byliście jeszcze zjednoczeni. Szczęście miłości chce być pierwej stworzone, zanim stworzy z was "jedność w dwojgu", drwiącą ze wszelkiej rozłąki, ze wszelkiego oddalenia i zjednoczy was w jednakim odczuwaniu i myśleniu. Także w miłości swej, przyjacielu mój, przyjaciółko moja, jesteście obowiązani, być szczęśliwi, a wszelkie "nieszczęście" wasze jest tylko - pogwałceniem obowiązku! Bô Yin Râ
BOGACTWO I UBÓSTWO
Wszelkie życie we wszechświecie jest działaniem biegunowych przeciwieństw, jest wymianą pomiędzy siłami, biegunowo sobie przeciwstawnymi. Kto by chciał zatem unicestwić bogactwo, aby dopomóc ubóstwu, ten nie pojął jeszcze, że podobnież bogactwo i ubóstwo potrzebuje swego przeciwnego bieguna. Tylko gdy bieguny przeciwne trwają w zupełnym przeciwieństwie, powstaje życie i wykwita dzieło człowieka. Zniszczenie i zniweczenie są jedynie skutkami wszelkiego unicestwienia biegunowych przeciwieństw. Kto chce istotnie dopomóc ubóstwu, musi pragnąć bogactwa, aczkolwiek bogactwo i ubóstwo nie powinny bynajmniej przybierać owej surowej, brutalnej postaci, pod jaką zna je ludzkość dni dzisiejszych. Ubóstwo należy wielbić, ale ubóstwo nie winno być niedostatkiem.
Bogactwo może siać niezmierzone dobro, ale nie powinno ono gnuśnieć, syte i niezdolne do twórczości, na owym niskim stopniu, o którym niegdyś pewien Boski powiedzieć musiał, że "prędzej wielbłąd przejdzie przez ucho od igły, aniżeli bogaty dostanie się do - Królestwa Niebieskiego". Błąd datujący się od tysięcy lat, spowodował mniemanie, jakoby dobra tej ziemi były tak ograniczone i nie wzrastające w ilości, że niemożliwym jest, aby wszyscy ludzie mogli żyć na ziemi bez niedostatku. W ten sposób powstało pojęcie "bogactwa", które musi szkodzić wszystkim cierpiącym niedostatek.
Bliżej byłoby się prawdy, gdyby się pojęło, że nie jest to wybaczalne, gdy jeden choćby człowiek na ziemi cierpi niedostatek, ale że bogactwo innego człowieka nie jest przyczyną jego niedostatku. Nieodzownym obowiązkiem ludzkości jest dbać o to, aby żaden z jej członków nie cierpiał niedostatku, aby by go ceniono, miał zapewniony dach, odzienie i pożywienie, a obowiązek ten jest niezmienny, nawet gdyby szło o człowieka, który żadnego pożytku nie przynosi. Jeśli przynosi szkodę, można go izolować, ale nikt nie ma prawa kazać mu cierpieć niedostatek. Ludzkość nie ma też prawa wzbraniać mu tego, czego potrzeba jego duchowi, aby mógł wznieść się ze swego upadku.
Wszystko, co zwie się dziś jeszcze "karą za przestępstwo", jest złe, bowiem nie pochodzi ze świadomości, iż zbiorowy organizm ludzkości jest w najściślejszy sposób zjednoczony i że cała ludzkość musi ponosić winę przestępstwa, póki jeszcze przestępstwo jest możliwe. Wyższe poznanie sprawi tu niegdyś rzecz równie pożyteczniejszą iż uniemożliwi przestępstwo, podczas gdy dzisiaj przyjmuje się jeszcze przestępstwo za konieczność naturalną, a dba się jedynie o to, aby "ukarać" przestępcę. Ale pomijając "przestępców", będzie zawsze wielu ludzi, których korzyść dla ludzkości nie będzie widoczna, a którzy będą musieli jednakże być wolni od niedostatku, jeśli ludzkość nie będzie chciała sobie samej w swej zbiorowości szkodzić.
Tylko o pojęciu niedostatku, który ludzkość musi unicestwić, jeśli nie chce szkodzić samej sobie i przez to tworzyć coraz to nowe zło. Nigdy jednak nie wolno jej pragnąć unicestwić ubóstwa i bogactwa, o ile nie chce siebie samej unicestwić. Ubóstwo i bogactwo są biegunami przeciwnymi, które utrzymują zbiorowy organizm ludzkości w owym napięciu sił, w którym może on jedynie spełnić swe zadanie kosmiczne. Biada ludzkości, która nie kłoni się w szacunku przed ubóstwem! Ubogi, który potrafi dźwigać swe ubóstwo z godnością, zasługuje na największą cześć, niemniej godnym szacunku jest bogaty, który niesie jarzmo bogactwa, jako lenno ludzkości, obarczając go odpowiedzialnością!
Niechaj się każdy strzeże przed wzgardą innych, a bogaty jak i biedny niechaj wie, że dla całości przedstawiają tą samą wartość. Błędem byłoby jednak mniemanie, jakoby ubóstwo które ludzkości potrzebne jest tak samo jak bogactwo, musiało stale graniczyć z niedostatkiem, aby być biegunem przeciwnym bogactwa. Bogactwo i ubóstwo są to pojęcia bardzo względne. Im wyżej wznosi się Bogactwo, tym wyższą staje się granica ubóstwa, a wobec wielkiego bogactwa istnieć może rodzaj "ubóstwa", które samo z kolei w dziedzinie ubóstwa uchodzić może za "bogactwo".
Jako "punkt środkowy" i część ludzkości, masz zawsze prawo dążyć do wszelkiego bogactwa, jakie może ci dać ta ziemia! Ile zdołasz z niego osiągnąć, to określone będzie przez twą karmę (przyczynowość, działanie). Lecz zawsze dążyć musisz do najwyższego względnego "bogactwa" jakie wedle pojęć ludzkich wydaje ci się w godny sposób osiągalne!
Nie sądź, aby przez to doznać miał uszczerbku biegun przeciwny ubóstwa. Gdyby ilość bogatych na ziemi zwiększyła się nawet tysiąckrotnie, nigdy nie zabraknie i ubogich - a gdyby bodaj wszyscy ludzie tej ziemi osiągnęli bogactwo, to jeszcze rozmaitość bogactwa byłaby tak wielka, że bieguny przeciwne nawet wówczas byłyby zachowane. Ziemia jest tak bezgranicznie bogata, że byłoby to zgoła możliwe, lecz w naszych czasach nie można się tego spodziewać, gdyż większość ludzi nie zna jeszcze praw duchowych, wedle których ziemia oddaje swe skarby, a gdyby nawet prawa te były znane, tedy i tak niewielu tylko ludzi zdecydowałoby się słuchać praw tam, gdzie bezprawnie domagają się darów.
I tu panuje przede wszystkim prawo wymiany czyli równowagi i nigdy nie będziesz mógł otrzymać czegoś - za co nie zapłacisz pełnej ceny. Dziś lub jutro może się wprawdzie dobro jakieś stać bez zapłaty twą własnością i będziesz sądził, iż posiadasz je na zawsze, ale wnet będziesz je musiał utracić, jakkolwiek troskliwie baczyłbyś, aby swą własność zachować. Panują tu nieubłagane prawa duchowe, tak samo nieugięte, jak prawa, którym w świecie zewnętrznym posłuszne są siły materii.
Masz prawo do wszelkiego bogactwa, atoli jeśli chcesz osiągnąć najskromniejszy bodaj stopień bogactwa, tedy musisz się potrudzić zapłacić za to równowartość! Powiesz mi na to, że znasz bogatych, którzy bogactwo swe odziedziczyli po ojcach - ale to nie przeczy bynajmniej wypowiedzianemu wyżej prawu. W każdym razie ekwiwalent został za nie zapłacony, a jeśli dziedzic nie będzie dbał o ciągłe dalsze wyrównanie, tedy pewnego dnia utraci mienie, które dlań inni stworzyli.
Może to trwać dość długo i dotknąć dopiero dziedziców dziedzica, bowiem prawa duchowe działają zawsze zgodnie z impulsem, który je niegdyś do działania pobudził. Majątek zagarnięty szybko - szybko tez ulegnie zatraceniu, gdy tylko nowe impulsy (popędy) nie potrafią go obronić, zaś z trudem zdobyte mienie długo jeszcze będzie trwało, nawet gdyby dziedzice z pewnością nie byli godni.
Nie sądź jednak, aby wchodziła tu w grę jakaś "niesprawiedliwość"! a ty bynajmniej nie jesteś pokrzywdzony! Wolno ci zawsze zdobywać, co zdobyć potrafisz, a potrafisz zdobyć, co prawdziwie zdobyć zechcesz. Że inni posiadają wiele, nie zdobywszy tego własnoręcznie, to tu szkodzić nie powinno. Bogactwo, jakim rozporządza ziemia, jest tak niezmiernie wielkie, że zawsze pozostanie jeszcze do twej dyspozycji największe nawet bogactwo. Ale nie mieszaj pragnień twych ze swą wolą! Pragnienia twe osiągną tylko coś niecoś, gdyby im się udało przeciągnąć twą wolę na swą stronę.
Ludzie o wielkiej woli zdobyli prawie niezmierzone majątki, chociaż zmuszeni byli zaczynać w największej nędzy - atoli ludzi o wielkich pragnieniach spotkać możesz na wszystkich ulicach, a rzadko natrafisz wśród nich na kogoś, kto najmniejsze choćby ze swych pragnień zdołał ostatecznie dzięki swej woli urzeczywistnić. Jeśli chcesz jednak stworzyć osiągalny dla siebie majątek, tedy strezż się zazdrości! Jeśli chcesz sam stać się kiedyś "bogatym", musisz w każdym napotkanym bogaczu widzieć zapewnienie, że osiągniesz kiedyś swój cel.
Musisz się nauczyć cieszyć z tego, że istnieją bogaci, a bogactwo ich uważać winieneś za warunek wstępny spełnienia swego pragnienia. Jeśli chcesz być "bogatym", tedy strzeż się też przed drobnostkową "oszczędnością"! Spotkasz oczywiście dość bogatych, którzy są w najwyższym stopniu "oszczędni", ale na próżno byś szukał prawdziwego "bogacza", który zdobył swe bogactwo jedynie przez "oszczędność". Jeśli chcesz być "bogaty" i sądzisz, że Bogactwo jest ci na tej ziemi nieodzowne do szczęścia, tedy wypróbuj swe serce, abyś znał ekwiwalent (równoważnik), który zamierzasz zapłacić za swe zamierzone bogactwo!
Na tej ziemi, jak i po wieczność samą, nic nie będzie ci darowane, a jeśli zmuszony jesteś tutaj przyjmować kiedyś podarki, choćby to miały być konwencjonalne podarki, jakie się ofiarowuje z okazji uroczystości, pytaj siebie natychmiast, w jaki sposób będziesz mógł spłacić te podarunki organizmowi zbiorowemu ludzkości. Inaczej będziesz je musiał spłacić, kiedy najmniej będziesz tego chciał.
Widzisz, że niełatwo jest sprostać warunkom, jakie ci się stawia, jeśli chcesz osiągnąć "bogactwo", choćby w najskromniejszej formie. Ale wierz mi, wszyscy, kiedykolwiek osiągnęli bogactwo, osiągnęli je nie w inny sposób chociażby sami nie umieli zdać rachunku! Stale zachodzi na tej ziemi wyrównanie dóbr. Niczego nie osiągniesz i nie zachowasz na stałe, jeśli wzbraniasz się oddać należną równowartość w innych dobrach. A jeśli nie masz nic do oddania tedy wedle praw nie wolno ci się niczego spodziewać.
Nie zdobędziesz więcej, niż to, co odpowiada cenie kupna. Nie poddawaj się złudzeniu! Rządzą tu prawa nieubłagane i tylko przez wymianę jakichkolwiek drzemiących w tobie wartości - dojść możesz do "bogactwa". Bô Yin Râ
PIENIĄDZ
Większość ludzi usposobionych "idealnie" oburzy się z pewnością spotykając nagle w rozprawie o najwyższych duchowych wartościach rozdział traktujący o pieniądzu. Nie przeczuwają oni, że i pieniądz podlega - prawom duchowym i stanowi formę wyrazu stosunków duchowych. Najlepiej byłoby im, gdyby mogli nie wiedzieć nic o pieniądzu ani o "sprawach pieniężnych", a ja rozumiem ich doskonale, gdyż i dla mnie wszelkie sprawy tego rodzaju są najbardziej przykrą koniecznością w tym życiu ziemskim. Ale jedynie forma jest temu winna, podczas gdy rzecz sama - odpowiada najwyższej duchowości.
Żadnemu chyba człowiekowi, odczytującemu "kursy giełdowe", nie przyjdzie na myśl, że znajdują tu swój zupełny wyraz - prawa ducha, który ożywia wszelką materię. Przeważnie część dusz szlachetniejszych uważa "pieniądz" za rzecz "brudną", wydzieraną sobie wzajem przez tysiące rąk. To też wszystko, co stoi w związku z pieniędzmi, ujmują końcami palców, i to ze wstrętem. Mimo to jest pieniądz czymś świętym. Ważę się to powiedzieć, acz wiem, że znajdzie się niejeden święty, który orzeknie, że stałem się nikczemnym bluźniercą.
Nie mogę pomóc tym szlachetnym marzycielom, a mam nawet podejrzenie, że znajdą się wśród nich i tacy, dla których pieniądz będzie lubo nie "czymś świętym", jednakże środkiem do osiągnięcia wszelkiego celu. Pieniądz jest tylko wyrazem wartości, jaką może osiągnąć coś duchowego w świecie materialnym. Wartości duchowe są ostatecznie także własnością i mieniem, bowiem nie ma własności, nie ma mienia, o którym nie można by twierdzić, iż w pewien sposób zawdzięcza swe pochodzenie wartościom duchowym. Jeśli jednak ty, który bierzesz do ręki tę "Księgę szczęścia" chcesz istotnie stworzyć swe szczęście w czasach dzisiejszych, tedy nie możesz przejść obojętnie obok "pieniądza".
Musisz zrozumieć, iż pieniądz nie jest bynajmniej ową "brudną" rzeczą, za jaką ci go podawano. A jeśli chcesz pojąć istotnie jego wartość, musisz się nauczyć mówić z szacunkiem o pieniądzu. Powtarzam: pieniądz jest czymś świętym, bowiem wyraża on wartość, jaką sobie potrafiło stworzyć mienie duchowe jakiegokolwiek rodzaju w tym świecie materii. Co prawda dla większości ludzi ma pieniądz jedynie wartość - "środka płatniczego", a nie pojmują oni, że na ziemi tej można, a nawet trzeba najczęściej płacić innymi wartościami. Właściwość pieniądza, jako wyrazu wyższych, duchowych wartości, jest im obca, i uważają oni za profanację, gdy się im mówi o pieniądzu, jako o "wyrazie duchowych wartości". A mimo to nie ma jaśniejszego dowodu oddziaływania wartości duchowych na świat materialny, jak ten, który daje pieniądz i wartości pieniężne.
Wszystkie wysokie wartości duchowe, które się kiedykolwiek zjawiały na tej ziemi, operowały pieniądzem i wartościami pieniężnymi. Jeśli wartości duchowe chcą sobie wyrobić znaczenie na ziemi, muszą wejść w quasi (jakoby) połączenie z materią, muszą się stać same" materialnymi", aby móc wpływać na materię. Inaczej nie mogłyby nawet przekonać świata materialnego choćby o swym istnieniu. Najwyższa nawet wartość duchowa, której się nie uda poruszać powszechnej formy wyrazu świata materialnego - pieniądza, będzie dla ludzkości niedostępna, nie pożyteczna.
Im większe są sumy, jakie porusza jakaś wartość duchowa, tym silniej zakorzeni się ona w świecie materialnym. Możesz stąd wyciągnąć naukę! Nie wolno ci się spodziewać, abyś przy całym swym "idealizmie" mógł wyrządzić ludzkości dobro lub powieść ją do zwycięstwa, jeśli gardzisz pieniądzem i wartościami pieniężnymi. Nie znaczy to oczywiście, abyś miał "korzyć się przed bożkiem Mammonem" i uważać posiadanie pieniądza za cel ostateczny. Za cel swego postępowania winieneś uważać jedynie oddziaływanie na pieniądz, starać się winieneś nie o posiadanie, lecz raczej o możliwość oddania coraz większych sum na usługi wartości duchowych. Jakkolwiek małą ilość pieniędzy mógłbyś nazwać swą własnością, świadom bądź siły, tkwiącej w każdym groszu, który - na sposób kamyczka, co strącić może lawinę - zdolny jest poruszyć największe sumy pieniędzy.
Na tą siłę poruszającą, ukrytą w pieniądzu, darzyć też musisz zaufaniem!
Ta bowiem siła magiczna reaguje bardzo wrażliwie na wszelki brak zaufania, i na odwrót - nie zawiedzie nigdy niezachwianego zaufania, skojarzonego z cierpliwością. Im większą ilość pieniędzy zmusisz do "pracy" koło słusznej sprawy, tym większe będziesz miał widoki, iż pieniądze te z biegiem czasu otrzymasz na powrót z procentami od procentów. Jeśli jednak skąpo i pełen nieufności wypróbować będziesz chciał siły swego pieniądza, tedy czyha na ciebie niebezpieczeństwo utracenia i tej drobnej sumy, która zaryzykowałeś. Nie znaczy to oczywiście, abyś miał ponad swe siły spekulować karkołomnie. Przeciwnie - winieneś zawsze zawczasu pomyśleć o tym, czy sumy, konieczne dla jakiejś sprawy, są w zgodzie z mieniem, jakim rozporządzasz, w przeciwnym bowiem razie owo cenne dobro duchowe, które dzięki pieniądzom twym ma się stać udziałem świata materii, mogłoby ci się stać przekleństwem i nieszczęściem.
Każda sprawa, przez którą chcesz przynieść ludzkości istotną korzyść, wcześniej czy później z całą pewnością stworzy nowe wartości materialne, atoli każda sprawa wymaga też odpowiedniej stawki, a jeśli nie rozpożądzasz dostateczną sumą, tedy lepiej jest, abyś się zupełnie z gry (działania) usunął, chociażby powodzenie tej sprawy miało ci zapewnić wielkie korzyści i obiecywać ludzkości wielkie zyski. Postąpiłbyś już zawczasu nieuczciwie, oczekując wygranej, mimo iż nie zaryzykowałeś odpowiedniej stawki. Nie wolno ci też używać pieniędzy innych ludzi dla celów sprawy, lezącej ci na sercu, o ile tylko nie wiesz z pewnością, że owi inni ludzie rozporządzają całkowitą wymaganą stawką, która zapewni im stworzenie nowych wartości, a przez to i wygraną odpowiednią do ich stawki. Mógłbyś bowiem przyprawić ich o stratę ich mienia, a duchowe prawa ludzkości ciebie uczyniłyby odpowiedzialnym za wyrządzoną szkodę.
Prawa te potrafią dosięgnąć każdego i żądają potem zapłaty aż do ostatniego grosza, bez względu na to, w jakich ekwiwalentach możesz należność uiścić, i choćby ten inny, którego pokrzywdziłeś nie miał osobiście otrzymać odszkodowania. Duchowe prawa ludzkości nie troszczą się o to, aby dawać pokrzywdzonemu "odszkodowanie" lub "karać" szkodnika. Dbają one jedynie o wyrównanie w organicznie powiązanym życiu zbiorowej całości, a każdy z oddzielna człowiek może nie wiedząc o tym nawet - stać się w ich ręku narzędziem nieubłaganej, automatycznej prawidłowej egzekutywy. W wyższym sensie nie ma posiadania pieniądza! Rzekomy posiadacz jest w istocie tylko chwilowym zarządzającym pewnej cząstki stworzonych niegdyś przez ludzkość wartości.
Wielkość domniemanego mienia pieniężnego wskazuje jedynie na właściwość danego człowieka, jako zarządzającego, a kto potrafi rozrządzać małym majątkiem i z jego pomocą tworzyć nowe wartości, tego uczynią kiedyś z pewnością duchowe prawa zbiorowego organizmu ludzkości "zarządzającym" wielkiego majątku, jeśli wola jego, a nie tylko pragnienie, zamierza do tego poważnie. "Ciągłe niepowodzenia", na jakie uskarża się tylu ludzi na pozór dzielnych, dowodzą tylko, że - nie wiedząc o tym - uchybili prawom duchowym. Albo wola ich była za słaba i imitowały (podrabiały) ją jedynie pragnienia, albo tez spełnili tylko część prawa, nie bacząc na resztę. Wielu ludzi nie wie także, że bynajmniej nie jest ich uznaniu pozostawione, do jakiej wysokości mogą tworzyć nowe wartości materialne, ale że każda stawka musi stworzyć określoną sumę nowych wartości pieniężnych, bez względu na to, czy suma ta przewyższa czy też nie dosięga pożądanej zdobyczy.
Tak więc pracuje wielu lata całe i martwią się swym "niepowodzeniem", nie przeczuwając, ze dopuścili się poważnych wykroczeń przeciw prawom duchowym. Mógłby ktoś przypuszczać, że mam na myśli wyłącznie takich ludzi, co własnymi lub cudzymi pieniędzmi dokonują własnych przedsięwzięć. Jednakże mówię tu niemniej także o owych tysięcy ludzi, pozostających na usługach innych. Tutaj odpowiedzialność wzrasta jeszcze, bowiem z winy jednostek cierpią tu często całe kategorie ludzi. Podobnież i poszanowanie praw duchowych, o których mówię, w równej mierze ułatwia owym tysiącom ludzi ich dzieło.
Z chwilą, gdy wynająłeś się na usługi innego człowieka, przyjmujesz na siebie odpowiedzialność za powierzoną ci część jego przedsięwzięcia, a wszelkie wykroczenia przeciw prawom duchowym jakich się dopuścisz, będą w równej mierze policzone, jak gdybyś działał na własny rachunek w swym własnym przedsięwzięciu. Nie mogą dać ci lepszej rady, niż abyś na stanowisku swym, bez względu na to, czy jest ono wysokie czy mało znaczące, postępował tak, jak gdybyś we własnym przedsięwzięciu miał te same zadania do spełnienia. Jeśli uważasz, ze jesteś "źle wynagradzany", popróbuj w granicach danych ci możliwości uzyskać lepsze wynagrodzenie, ale nie zapominaj, że i złe wynagrodzenie nie uwalnia cię od obowiązku postępowania i myślenia zgodnie z prawami duchowymi, które żądają dla ciebie posłuchu w sferze wartości pieniężnych. W przeciwnym razie doznałbyś szkody, bowiem spowodowałbyś szkodę innego człowieka!
Wiedz również, iż wynagrodzenie jest stale przez prawo duchowe regulowane stosownie do twej stawki pracy, tak iż czegokolwiek nie dopłaciłby ci człowiek, któremu służysz, będzie ci kiedyś do grosz spłacone. Jeśli zaś wyższą pobierasz płace, niż upoważnia cię praca - z cała pewnością zostanie ci kiedyś odebrane to, coś pobrał w naturze. Dla tego ciągłego wyrównywania, jakie stwarzają owe prawa duchowe, wszystkie formy świata mają jednakie znaczenie, tak iż to, coś otrzymał za mało lub pobrał nieprawnie, może ci być kiedyś zwrócone lub zabrane w zupełnie innej "monecie".
Pieniądz zastępuje wszystkie wartości materialne, a dla równowagi, którą tworzą prawa duchowe, obojętne jest w zupełności, przez którą z tych wartości osiągnięte zostanie wyrównanie, albo też czy uskutecznione ono zostanie przez zastępujący wszystkie wartości materialne pieniądz. Teraz zrozumiesz już, dlaczego nazwałem pieniądz "rzeczą świętą" - gdyż zastępuje on przecież każdą wartość, jaką posiada materialna ziemia - jest wyrazem wszelkiej wartkości, którą tworzy tu świat duchowy przez swe oddziaływanie na materię, a zarazem tego oddziaływania pośrednikiem i przewodnikiem.
Rad nie rad będziesz musiał zaliczyć i pieniądz do środków osiągnięcia swego ziemskiego szczęścia, a jeśli chcesz stworzyć sobie swe szczęście, musisz się nauczyć szanować prawa, wedle których pieniądz oraz wszelka wartość materialna, którą pieniądz zastępuje, jest zawsze tylko sługą impulsów duchowych. Bô Yin Râ
OPTYMIZM
Kto zdecydował się tworzyć swe szczęście [anandam], dla tego nie istnieje już "szary dzień powszedni", nie istnieje troska ani trwoga! Zna on w sobie moc, co przezwycięża wszystko ponure, wszystko? Nie będzie się on troszczył dziś o to, co może być "jutro", a jednak każdy dzień jego życia przygotowywać będzie ów dzień, który ma nadejść. Nauczy się on żyć teraźniejszością i jako twórca kształtować teraźniejszość. Będzie on rzeźbił swoje życie, a sztuki, nadawania życiu wartości będzie przez przykład uczył wszystkich, co zbliżą się do niego. A choć niewielu będzie miał uczniów, jednakże każdy, komu do swój przykład naukę, będzie jako "ozdrowiony" przez naukę tę "uzdrawiał" innych i pomagał w ten sposób w leczeniu chorych komórek zbiorowego organizmu ludzkości. Zaiste konieczne jest, aby ozdrowioały "chore komórki" w duchowym ciele ludzkości, a każdy z oddzielna jest obowiązany przyłożyć dłoń swą do dzieła leczenia.
Każdy nosi w sobie dług Eonów (wieków), który należy spłacić, bowiem cokolwiek chorego znajduje się na tym ciele duchowym ludzkości, temu współwinien jest każdy z oddzielna od "prapoczątku", kiedy się ludzkość wyzwoliła ze swej Boskości. Cały nieskończony wszechświat mógłby być ogrodem nienazwanej błogości, gdyby się nie był dokonał ów prapoczątek, który zakończyć mogą znowu dopiero Eony (wieki). Ale i dziś, na naszej drodze powstać może dla ziemi znacznie więcej szczęścia, aniżeli przypuszcza ludzkość, lubo "niebiańskie" życie nie jest oczywiście w tym okresie światów możliwe.
Nie idzie o nowe formy społeczne zewnętrznego życia narodów i krajów, jeśli pełnia szczęścia ziemskiego, która może powstać, powstać ma dla rzeczywistości życia. Wszelka zewnętrzna forma społeczna jest tylko ostatecznym wyjściem, do jakiego popchnęło nas niejasne przeczucie naszej jedności w duchowym organizmie zbiorowym ludzkości, abyśmy nie odwykli zupełnie od świadomości swej jedności w duchu.
Owa świadomość przynależności, jaka wynika z pojęcia 'ustroju państwowego", czy "narodowości", jest tylko "świadomością przynależności do człona", a kto nie potrafi odczuwać siebie, jako części i punktu środkowego całego duchowego ciała ludzkości, temu niechaj wystarczy początkowo powyższa świadomość przynależności do człona tego ciała duchowego, aby nie wyzbył się zupełnie wszelkiej jedności i wspólnoty ze zbiorowym organizmem ludzkości. Atoli głupotą i samo plugawieniem jest wszelka nienawiść i wszelka pogarda jednego z tych członów ludzkości względem - innego! Zapach zgnilizny rozchodzi się wokół takiej nienawiści poszczególnych członów ludzkości! Wskazuje ona na rozkład i zepsucie poszczególnych komórek ludzkości! A często są to zatrute wyziewy zatrutych wrzodów, zaduch ropieni, wżerający się w chory człon, aby wydrzeć mu rdzeń życia.
"Kto nie potrafi uszanować cudzoziemca lub męża obcego plemienia, nie godzien jest zwać się synem szlachetnego narodu" - powiada najgłębsza mądrość wschodnia, która posiadłszy najwyższe poznanie - dążyła do tego, aby wychować naród w szacunku dla samego siebie.
Prawdziwy szacunek dla samego siebie wówczas dopiero możesz osiągnąć, jeśli poznasz swą odpowiedzialność, zaś odpowiedzialności swej nie możesz poznać, póki nie wiesz, że jako część duchowej ludzkości odpowiedzialny jesteś nie tylko przed sobą samym, ale przed całą ludzkością. Jeśli jesteś twórcą swego szczęścia, tedy powiększasz sumę szczęścia na tej ziemi i większą zdobywasz sobie przez to zasługę wobec ludzkości, niż gdybyś usiłował urzeczywistnić w świecie zewnętrznym najbardziej uszczęśliwiające teorie.
Meng-tse powiada: "Słuszne postępowanie rozciąga się na to, co najbliższe słuszny czyn polega na tym, co łatwo osiągalne, atoli wszyscy szukają go w tym, co trudne do wykonania". Tak więc może i ty usiłujesz jeszcze w swym szaleństwie spełniać czyny "wielkie", - "trudne do spełnienia", - szukasz zewnątrz siebie wysokich celów, podczas gdy twój najwyższy cel jest ci tak bliski, bowiem w sobie samym tylko możesz go znaleźć.
Wychowuj siebie samego, a przez swój przykład staniesz się wychowawcą ludzkości, nie przypisując sobie praw, których ci nie nadano! Stwórz sobie samemu swe szczęście, a stworzysz wokół siebie ludzi szczęśliwych, utorujesz drogę dla "szczęścia ludzkości"!
Atoli aby stworzyć swe szczęście, musisz wbrew wszelkiemu złu, wbrew wszelkim przeciwieństwom, z jakimi się możesz spotkać, z niezachwianą wytrwałością wywalczyć sobie wiarę w zwycięską moc - wszystkiego co dobre.
Nigdy nie wolno ci tracić odwagi, choćby się najposępniejsze nad głową twą chmury gromadziły!
Jeśliś jest chory, tedy wywierz sobie zdrowie, a jeśli ciało twe można jeszcze uratować, będą ci lekarze, którym się powierzysz, wdzięczni za pomoc w dziele leczenia! Jeśli zaś ciału twemu pomóc już niepodobna, wówczas przez wiarę swą stworzysz sobie zapas energii, który posłuży twemu duchowemu ciału, kiedy oddzielisz od siebie ciało ziemi widzialnej, które ci sprawiło cierpienie. Jeśliś jest w nędzy materialnej, tedy "wywierz" sobie pomoc materialną i nie ustawaj w tym, aby swą wiarę wszystkimi środkami utrzymać żywą i czynną, póki pomoc nie nadejdzie, ty zaś spokojnie krocz tymczasem po tych drogach, na których wedle miary zewnętrzności mógłbyś się bez swej magii wiary spodziewać pomocy.
Może magiczna siła wiary zwiąże się z tymi drogami, może przyjdzie pomoc ze strony, z której z pewnością nie spodziewałeś się jej. Ale nigdy niechaj nigdy cię nie zawiedzie zaufanie w siłę swej wiary do tego, abyś gnuśnie opuścił ręce na łono podobnie jak w przypadku choroby nie wolno co odpychać ofiarowanej wedle miary zewnętrznej pomocy.
Siła twej wiary utraciłaby nerw życia, gdybyś nie natężył zarazem wszystkich innych rodzajów energii w tym samym kierunku, a nawet jeśli pomoc zjawi się potem, skąd się jej najmniej spodziewałeś, jeśli nawet na pozór wszystkie twe wysiłki zewnętrzne zdały ci się "zupełnie zbyteczne", tedy niechaj cię to jednakże nie skusi abyś w przyszłości miał wzgardzić środkami zewnętrznymi, jakie masz do rozporządzenia. Gorzko musiałbyś tego żałować, bowiem siła twej wiary, jeśli ma ci się stać użyteczną, nie może obejść się bez napięcia wszystkich rodzajów twej energii. Bez napięcia wszystkich twych sił pozostałych jest siła twej wiary giętkim ołowiem - dopiero przez to, że - mimo całej ufności, jaką w sile swej wiary pokładasz, poruszysz wszelką energię, jaka jest w tobie, dopiero przez to stanie się siła twojej wiary stała hartowaną; "klingą toledańską", która nie złamie się od najsilniejszego nawet naporu i wreszcie przetnie węzeł, który nie daje się rozplątać.
W każdej trosce, w każdym rodzaju nieszczęścia, takie samo konieczne jest postępowanie, jeśli chcesz wypróbować magiczne siły wiary w swym życiu. Większość ludzi nie umie wierzyć czynnie, bowiem raz kiedyś usiłowali na próżno zmusić magiczną siłę wiary do usług. Na próżno, gdyż zaniechali jednoczesnego użycia wszystkich sił, aby sobie z zewnętrzności przynieść pomoc. Tak więc popadają teraz w krańcowo przeciwny błąd, szukając pomocy jedynie w zewnętrzności, męczą się i trudzą bez skutku, bowiem nie potrafili kiedyś zużytkować we właściwy sposób największej siły, nad którą mogą panować, a teraz nie mają wskutek tego zaufania do siły pomocnej wiary.
Brak zrozumienia warunków czynności sił duchowych przeszkadza większości ludzi w prawidłowo pewnej budowie ich szczęścia ziemskiego. I tak oto popadają oni w złudzenie, iż wykluczenia są ze wszelkiej możliwości szczęścia, a w tym stanie ducha istotnie ucieka od nich szczęście. Jeśli chcesz utrwalić swe szczęście na tej ziemi, musisz z niezachwianym "optymizmem" polegać na swym szczęściu i na swym prawie do szczęścia!
Musisz wiedzieć, że dążąc wszelkimi prawymi środkami do swego szczęścia ziemskiego, które zaiste czymś więcej może być, niżeli "szczęście" gromady, spełnisz tylko swój obowiązek. Ze wszystkiego co cię spotyka - starać się musisz wykrzesać choćby najniklejszą iskierkę szczęścia, a wszystko musisz zawsze tłumaczyć sobie na swą korzyść! Od rana do wieczora niechaj nie zajdzie najbłahsze nawet zdarzenie, abyś nie wyłowił z niego choćby odrobiny szczęścia.
Każde spojrzenie twych oczu, wszystko, co słyszysz, pozostawić ci musi mały haracz szczęścia. Tak musisz przywyknąć do myśli, że szczęście kroczy istotnie za tobą po wszystkich twych drogach, iż będzie to dla ciebie "oczywistym", gdy kiedyś spotka cię wielkie szczęście. Bez ciągłego przyzwyczajenia do ustawicznego spotykania się ze szczęściem pod różnymi postaciami i w różnych rozmiarach, nie stworzysz w sobie właściwej atmosfery potrzebnej ci do zdobycia zupełnego szczęścia na ziemi.
Musisz się stać dla siebie i innych magnesem szczęścia, jeśli chcesz się stać wnet i niechybnie twórcą swego szczęścia. Musisz, że tak powiem, nauczyć się zawczasu być szczęśliwym biernie, zanim jako czynny twórca jąć się będziesz mógł kształtowania upragnionego szczęścia. W ten sposób stworzysz w sobie stan ducha, który pozwoli ci odczuwać owe duchowe prawa, jakim podlega szczęście. W ten sposób stworzysz w sobie z pewnością swoje szczęście i potrafisz je utrzymać, a jednocześnie przyczynisz się do zwiększenia możliwości osiągnięcia szczęścia także przez innych, którzy dlatego jedynie nie osiągają całego szczęścia, jakie ta ziemia może im dać, iż nie wiedzą, że tylko oni sami mogą się stać twórcami swego szczęścia.
Żadne nieszczęście na tym padole nieszczęść nie jest tak wielkie, aby mogło stanowić trwałą przeszkodę dla szczęścia. Atoli każda iskierka szczęścia, jaką w swej świadomości jako szczęście odczuwasz, unicestwia jedno z tysięcznych drobnych źródeł nieszczęścia, a gdy istotnie stworzyłeś sobie swe szczęście, uwolniłeś ludzkość na zawsze od jednego z wielkich bagien nieszczęścia, które powstały wskutek nierozważności i niewiedzy tysiącleci i wysuszone mogą być tylko przez słońce samodzielnie stworzonego szczęścia jednostek.
Im więcej takich prawdziwe szczęśliwych jednostek nosić będzie ta ziemia, tym bardziej będzie z jej powierzchni znikać siła chaosu, która dzisiaj stwarza jeszcze tak wiele nieszczęścia. Chcieć inaczej wyrugować nieszczęście z tej ziemi, byłoby pracą syzyfową, bowiem szczęście i nieszczęście są jeno skutkiem niezachwianego działania praw duchowych, zaś siły okultywne, sprawiające automatycznie we wszechświecie to, co nazywamy "nieszczęściem", nie dadzą się sparaliżować, póki siły szczęścia przez ciągłe świadome odczuwanie jak prąd galwaniczny w zwoju drutu miedzianego - nie wzmocnią się o tyle, że potrafią wyrwać siły szczęścia z ich obiegu, tak, że automatycznie będą musiały służyć twórczemu dziełu odbudowy w świecie ludzi. Aby wyrwać wszystkie "siły nieszczęścia" w odległych przestrzeniach światów z ich zgubnej kolei, nie wystarcza naszej ziemskiej siły woli, a wpływ ich odczuwać będzie człowiek ziemi zawsze choćby mu się udało opanować wszystkie siły nieszczęścia tej planety.
Atoli na tej ziemi, na tej planecie, która go nosi, może każdy z oddzielna człowiek przez swą wolę szczęścia czynić prawdziwe "cuda". A im bardziej ćwiczyć się będą ludzie w tym kierunku, tym więcej będzie szczęśliwych przewodników szczęścia na tej ziemi. Że zaś wszystko jest ze wszystkim powiązane i przez tajemne siły skojarzone, tedy wzmożenie się szczęścia na tej ziemi oddziałać musi "na zewnątrz", a żadne wyobrażenie nie jest dość fantastyczne, aby nie miało pozostać poza rzeczywistością, jeśli chce sobie stworzyć obraz swego oddziaływania, które wywrzeć może na najodleglejszych przestrzeniach sferycznych nagle wzmożone odczuwanie szczęścia na tej ziemi. Bô Yin Râ
ZAKOŃCZENIE
Owym nielicznym, co od zamierzchłej już przeszłości znali te prawa i żyli wedle nich, przez długi czas wzbronione było ujawniać swą wiedzę komu innemu, jak tylko wypróbowanym swym uczniom. W ciągu stuleci mieli oni dość sposobności, aby zbadać owe prawa duchowe aż do ostatnich rozgałęzień i wypróbować we własnym życiu, co jest prawdziwe. Spokojnie powierzyć się można ich przewodnictwu, a jeśli chcesz czegoś więcej dowiedzieć się w tych sprawach, pouczą cię dostatecznie moje książki: "Księga Boga Żywego", "Zaświata" i "Człowieka", jako też "Księga Sztuki Królewskiej" i "Rozmów".
Kończę oto Księgę Szczęścia gorącym życzeniem, aby ukazała ci ona drogi, na których możesz się stać twórcą własnego szczęścia. Dałoby się wprawdzie wiele jeszcze powiedzieć o rozmaitych rodzajach szczęścia ludzkiego, gdyż nie mówię o nim w tej książce.
Jeśli umiesz czytać, tedy znajdziesz to dla każdego rodzaju szczęścia na tej ziemi stosowną naukę. Chciałbym ci jedynie powiedzieć w najzwięźlejszej formie to, co najistotniejsze, to, na co baczyć musisz przy wszystkich rodzajach szczęścia ludzkiego. Wyłoniłem jedynie poszczególne elementy szczęścia ludzkiego, przy których specjalnie widocznym było, co chce powiedzieć ta nauka o szczęściu. Niemożliwością było dla, mnie uniknąć powtórzeń. Zaszkodziłoby to jasności. Natomiast starałem się zużyć o ile możności najmniej stronic, a jednak poruszyć wszystkie te punkty, które uważałem za ważne dla dania ci jasnego poglądu o rzeczy.
Nie chciałbym, by książki me czytano jako nowele (powieści), które wypuszcza się z ręki po przeczytaniu ostatniej stronicy, aby ich może nigdy więcej w życiu do ręki nie wziąć. Znam wielu, dla których książki te stały się stałymi przewodnikami w życiu, a mam nadzieję, że więcej jeszcze będzie takich ludzi. Przy tym, aczkolwiek wszystkie swe książki z tym pisałem zamiarem, aby dać swemu czytelnikowi do ręki stały poradnik, to jednak zwłaszcza w stosunku do tej "Księgi szczęścia" pragnąłbym, aby żaden z mych czytelników nigdy się z nią nie rozstawał. O ile bowiem w pozostałych książkach mówiłem często o rzeczach nie stojących w bliskim związku z życiem codziennym, tutaj jak sądzę - powiedziałem niejedno, co może każdego dnia wywołać potrzebę przeczytania książki na nowo, aby się dokładniej z jej nauką zapoznać.
Z pewnością nie przyniesie ci ona szkody, a może, jakkolwiek byłbyś dzisiaj nastrojony na nutę panującego pesymizmu, z biegiem czasu, mimo wszelkiemu złu zewnętrznemu, jakie cię otacza, uczyni cię szczęśliwym optymistą. Nie daj się zwodzić ludziom, którzy z własnego "doświadczenia życiowego" chcą ci wykazać, iż szczęście ucieka od wielu ludzi, mimo że oni dążą do niego. Kto takie osiągnął w życiu doświadczenie, niechaj zapyta samego siebie, przez jaki to błąd zatamował drogę szczęściu, które go chciało dosięgnąć. Niechaj zapyta siebie, czy to raczej nie własne jego "zatroskanie" oddzieliło odeń szczęście!
Wprawdzie wszelkie szczęście ziemskie chce, abyś je stworzył lecz ciche działanie twórcy dalekie jest od owego niespokojnego zatroskania, które zawsze trwożliwie myśli jeno o tym, aby tylko czegoś "nie przeoczyć", a przez to przeocza to, co najważniejsze - spokój duszy, bez którego niepodobna osiągnąć szczęście na ziemi. Stwórz w sobie radosną wiarę w swe prawo do szczęścia i niech cię żaden fatalista nie wytraci z pewnej ustroni twej uzasadnionej wiary! Bądź przekonany, iż każdej chwili czynne są siły i moce, które ci pomagają, gdy tylko ty sam chcesz osiągnąć swe szczęście. Chcesz, ale nie pragniesz tylko w bezsilnych pożądaniach!
Idź ufnie po przeznaczonej ci drodze ziemskiej i dbaj zawsze o swój spokój wewnętrzny, chociażby zewnątrz padały "gromy losu".
Jeśli pozwolisz wyrwać się ze swego spokoju, jesteś zgubiony, lecz siły tworzące na tej ziemi nieszczęście, nigdy cię nie pokonają istotnie, jeśli w ciągłym pewnym spokoju, mimo ich wycia, zaufasz swemu szczęściu i siłom pomocnym, co stoją ci u boku. Przy pewnej wytrwałości z pewnością potrafisz stworzyć swe szczęście, choćbyś w tej chwili był jeszcze otoczony przez różnorakie "nieszczęścia".
Nie wierz naukom, które ci mówią o ograniczonej możliwości szczęścia na tej ziemi! Wierz natomiast w swe prawo i swój obowiązek dążenia do szczęścia, a usiłuj w radosnej pewności, ufny i pełen silnej woli stworzyć swe szczęście, iż byś i ty mógł być kiedyś zaliczony do szczęśliwych synów tej kuli ziemskiej. Bo Yin Ra
Zapraszamy na warsztaty, gdzie można zgłębiać i doskonalić wiedzę
© Wszelkie prawa do publikacji zastrzeżone przez: radza-joga.blogspot.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz