piątek, 1 stycznia 2021

Radża Joga - Szkoły Tajemne

Kurs wprowadzający część III

3. SZKOŁY TAJEMNE [Sampradaya/h]

Wiesz już jakiego rodzaju "tajemnice" czekają cię na ścieżce i dlaczego ich zdradzić nie możesz. Wiesz także, że cel ścieżki pozostał ten sam od prawieków i że taki sam będzie do końca manwantary ziemskiej. Jednak środki prowadzące do tego celu zmieniają się stosownie do stopnia, na jaki ludzkość wstępuje kolejno w rozwoju. Dlatego też systemy szkół tajemnych były w różnych okresach czasu różne.

Jeżeli szkoły te nosiły miano "tajemnych", to jasne jest, dlaczego je nosiły. Nie były tajemne same w sobie, nie kryły się ze swym istnieniem, bo kryć się nie potrzebowały. Gdyby do nich wdarł się ktoś niepowołany, nie znalazłby nic zdrożnego, nic przeciwnego religii, państwu lub ludzkości. Znalazłby tylko rzeczy niezrozumiałe, niedostępne dla swego poziomu umysłowego, a więc, dla niego tylko tajemne. Jeżeli natomiast, szkoły to mieściły się w okolicach niedostępnych i nikomu poza nimi nie znanych, to powód był całkiem inny niż chęć zachowania tajemnicy. Celem szkół było, jak i dziś, kształcenie ciała astralnego i myślowego, potrzebne były zatem odpowiednie warunki otoczenia. W obecnych czasach każda szkoła zwyczajna, elementarna czy uniwersytecka, nie może mieścić się w okolicy gwarnej, ruchliwej, niespokojnej, bo to przeszkadzałoby w nauce. Tym większej ciszy i spokoju oraz odosobnienia wymagają szkoły, w których mają działać narządy astralne lub myślowe, w których sama obecność człowieka przeciętnego byłaby już bardzo poważnym zakłóceniem. W tym leży powód właściwy niedostępności szkół tajemnych.

Jednakże z biegiem lat i postępu również niedostępność szkół tajemnych zmieniła się. Nie sądź, że dziś musiałbyś podróżować do Tybetu lub Grenlandii, aby wstąpić do szkoły tajemnej. Dziś nauczyliśmy się już znacznie lepiej panować nad warunkami zewnętrznymi niż to było możliwe przed wiekami. Szkoły staroindyjskie mieściły się rzeczywiście nie tylko w głębi świątyń, do których nikt obcy nie miał dostępu. Same świątynie również budowano na wyspach, wśród szerokich jezior albo w lasach nieprzebytych, albo wśród skał niedostępnych, albo pod ziemią. Egipcjanie umieścili je w swych piramidach i w innych tajemnych, odosobnionych, budowlach, których przeznaczenie prawdziwe jest dziś mało komu znane. O chrześcijanach pierwotnych wiesz, że gromadzili się w katakumbach i pieczarach podziemnych nie tylko na modlitwy. W średniowieczu klasztory były odpowiednim schronieniem dla szkół tajemnych. Nowoczesne szkoły takich schronisk osobnych nie mają, ale i nie potrzebują. Mogą one istnieć wszędzie i nigdzie. Później zrozumiesz dlaczego.

Znasz zapewne Bhagavad Gitę i wiesz; że wymienia pięć ścieżek jogi, a to: Sankhjajogę, Karmajogę, Dźñanajogę, Karmasanjasajogę i Atmasamjamajogę. Chcąc mieć pełną siódemkę promieni Logosu możesz dołączyć Hathajogę i Radżajogę, ale to będzie tylko "maska". Na miejsce Hathajogi wstaw raczej Bhaktijogę, bo ta najściślej odpowiada tej drodze, po której szła np. większość świętych chrześcijańskich. Hathajoga nie należy w ogóle do siedmiu pierwotnych ścieżek indyjskich i powstała dopiero znacznie później, gdy pod wpływem Tantrików filozofia indyjska zaczęła nabierać coraz bardziej materialistycznego zabarwienia. Zatem, oprócz Hatha jogi, każda z tych ścieżek prowadzi do zjednoczenia jaźni wyższej z niższą, czyli właśnie do jogi. Żadna z nich jednak nie była tak wszechstronna, nie dawała tak doskonałego rozwoju wszystkich władz wyższych człowieka jak Radża joga. Znana również na Zachodzie Bhakti joga dawała tyle, co Radża joga, ale wyprowadzała człowieka niejako ponad linię jego rozwoju ziemskiego. A ludzkość nowożytna potrzebuje przodowników doskonałych, którzy będą dla niej wzorami dla dalszego postępu. Stąd też, obecnie nawet Radża joga byłaby niewystarczająca, gdyby pozostała w swej formie pierwotnej. Dlatego to szkoły nowoczesne zachowały z niej tylko szkielet ogólny, a wypełniły go materiałem dostosowanym do obecnego poziomu rozwoju.

Dotychczas, może nieświadomie, szedłeś ścieżką Karma jogi i pójdziesz nią dalej, ale już z pełną świadomością. Jest to ścieżka nie wymagająca szkół tajemnych, zatem, dostępna dla każdego, w każdych warunkach życiowych, bez szczególnych nauk lub przygotowań. Potrzeba do niej tylko dobrej woli, niczego więcej. Przestudiuj sobie dziełko Vivekanandy "Karma joga" dla sprawdzenia czy idziesz tą ścieżką. Połączeniem Bhakti jogi z Karma jogą jest "Naśladowanie Chrystusa" Tomasza a'Kempis. Dźńana joga idzie przeważnie w kierunku filozoficzno-naukowym, dlatego była zawsze ścieżką kapłanów wykształconych. O innych ścieżkach możesz się dowiedzieć z dziełek specjalnych, jak również o szczegółach pradawnej Radża jogi. Tutaj nie jest ci to potrzebne, przydatne natomiast będzie poznanie najogólniejszych zasad wtajemniczeń stosowanych w różnych epokach. Wiesz już, że do wtajemniczenia prowadzi oświecenie po odpowiednim przygotowaniu i że dopiero po wtajemniczeniu uczeń mógł być przyjęty na czeladnika. Podczas oświecenia przyswajał sobie zdolność czynienia spostrzeżeń narządami nadzmysłowymi, a samo wtajemniczenie było próbą tych zdolności, było niejako egzaminem. Kapłan, wtajemniczający kandydata wprawiał go głaskami magnetycznymi w stan uśpienia podobny do głębokiego transu nowoczesnego, a więc zbliżony do śmierci. W tej martwocie uczeń pozostawał przez trzy dni i cztery noce. Była to owa "śmierć mistyczna", o której ludzie tym więcej mówią, im mniej o niej wiedzą. Przez trzy i pół doby "ogień Kundalini" przechodził swoje "trzy i pół" skręty po siedmiu szczeblach i dostawał się do "otworu Brahmy". Innymi słowy, uczeń w swym ciele astralnym wysuwał się z ciała fizycznego i stawał oko w oko z potęgami świata astralnego. Musiał wobec nich wytrzymać bez trwogi i bez utraty równowagi umysłu, jeżeli był dobrze przygotowany. Stawał wówczas sam na sam, w ciemności, bez pomocy i opieki swego Guru, a tym bardziej kogoś trzeciego. Gdy próbę tę przebył szczęśliwie, budzono go do przytomności głaskami magnetycznymi, a potem uczono samemu wprawiać się w stan transu i z niego samemu się budzić.

Po tym wtajemniczeniu czeladnik otrzymywał miano pariwradżaka (wędrowiec) w języku sanskryckim lub śrotapatti (ten, co w nurt wstąpił) w języku palijskim. Wędrowcem był od tej chwili, ponieważ nie miał już ojczyzny stałej na ziemi, lecz wędrował po światach niewidzialnych. Łączyły go wprawdzie z ziemią jeszcze różne "więzy" lub "pęta", ale mógł się ich pozbywać tylko stopniowo. Najpierw zrzucał z siebie pęta trojakie: złudzenie "ja" osobistego, potem "zwątpienie", a wreszcie "przesądy". Dowiesz się później na czym te "pęta" polegają, zanotuj tylko w pamięci, że zrzucenie ich wymagało nieraz kilku wcieleń kolejnych, tak ściśle były złączone z istotą człowieka. Tym trudniejsze do zrzucenia są teraz, w naszych czasach materializmu i wysokiego stopnia rozwoju jaźni niższej.

Dopiero po zrzuceniu tych trojga pęt mógł wstąpić na szczebel następny czeladztwa, czyli dostąpić drugiego z rzędu wtajemniczenia. Po tej drugiej inicjacji otrzymywał miano sanskryckie kuticzaka (budujący chatę) albo palijskie sakridagami (ten, co tylko raz ma się narodzić). Przewędrowawszy przez równię astralną, zakładał sobie siedzibę na równi myślowej, budował sobie tam mieszkanie. Otrzymywał tu nowy "klucz wiedzy", bo poprzednio otrzymał już jeden po pierwszym wtajemniczeniu; wówczas była to znajomość świata astralnego, teraz zaś i myślowego. Albo jeszcze w tym samym wcieleniu, albo też dopiero w następnym, czeladnik dochodził do trzeciego z rzędu wtajemniczenia czyniącego go "łabędziem" (Hamsa – dosiadającym łabędzia) u Indów lub anagami (nie wcielającym się więcej) u buddystów. Zrzucał tu z siebie więzy czwarte i piąte z rzędu: więzy pożądania czegokolwiek dla siebie, a nadto więzy sympatii i antypatii. Dostępował wówczas inicjacji czwartej i ostatniej, po której zostawał paramahamsą (poza "ja" stojącym) u Indów, względnie arhatem (świętym, dostojnym) u buddystów. Pozbywał się więzów ostatnich, a zatem wszelkiej skłonności do życia w jakiejkolwiek formie, a wreszcie i bez formy. To pozbycie się ahamkary było przecięciem już ostatniego łącznika wiążącego go z życiem indywidualnym, po nim "kropla wracała w ocean", wtajemniczony znikał ze świata, a pogrążał się w nirwanę. To był kres ostateczny Radża jogi staroindyjskiej.

Znane ci są opaczne pojęcia o nirwanie, które mają o niej materialistyczne umysły Zachodu. Dla nich, uważających za swoje "ja" tylko swe ciała niższe, istnienie bez tych ciał jest, oczywiście, jednoznaczne z nieistnieniem. Tobie jednak, który odczuwasz niewątpliwie twą jaźń wyższą i masz się z nią zjednoczyć, takie istnienie bez form (arupa) nie jest unicestwieniem, lecz przeciwnie, wszechistnieniem. Dla ciebie zatem, nirwana nie jest kresem istnienia, lecz rozszerzeniem i wzbogaceniem istnienia. Idzie jednak o stopnie ścieżki. Dla Indów stopniem ostatnim było zrzucenie więzów łączących Iskrę Bożą z ciałami niższymi, aby je mogła porzucić i wrócić do swego Praźródła. W tamtych pradawnych czasach było to naturalne, bo Iskra ta stosunkowo od niedawna zamieszkała w powłokach cielesnych. Czuła się w nich obco, a tęsknota pociągała ją z powrotem w jej ojczyznę arupa. Od tych czasów jednak postąpiliśmy ogromnie w ewolucji. Chrystus nie po to zstąpił na Ziemię, aby dusze nasze z niej zabrać, lecz po to, aby im wskazać możliwość rozwijania się na niej. Zadanie nasze nie polega na uciekaniu z Ziemi, lecz na wykorzystaniu na niej wszelkich możliwości naszego rozwoju. Indowie byli jak małe dzieci, które dopiero po raz pierwszy są w szkole i chciałyby z niej uciec do domu. My, to już uczniowie starsi, którzy rozumieją, że uciekanie ze szkoły byłoby bezcelowe, którzy przebywają w niej chętnie, aby nauczyć się jak najwięcej.

Dusze Indów miały jeszcze w pamięci żywej swój byt błogi na równiach arupa, bez tych powłok cielesnych, które krępowały je i ciążyły nieznośnie. Dlatego tez, ich szkoły tajemne posługiwały się metodami, które umożliwiały m.in. najszybsze nawiązanie łączności z tymi równiami będącymi ojczyzną jaźni wyższej, aby się z nią zjednoczyć. W okresach późniejszych dusze ludzkie pogodziły się już ze swym losem, poczęły coraz więcej interesować się swymi powłokami cielesnymi i swym otoczeniem. Chaldejczycy np. zachowali już z dawnych zdolności tylko zdolność odczuwania wpływów ciał niebieskich na swój organizm, dlatego to u nich powstała astrologia, uważana dziś na Zachodzie za przesąd, chociaż jeszcze do czasów Keplera tworzyła jedność nierozdzielną z astronomią. Chaldejskie szkoły tajemne były już zatem bardziej materialne w porównaniu z indyjskimi, obejmowały bowiem prócz pracy uczniów nad sobą także to, co dziś nazywamy naukami ścisłymi. Wtajemniczony chaldejski był to nie tylko jogin lub święty, lecz i uczony, posiadający rozległą wiedzę rozumową, podczas gdy u Indów wtajemniczony tylko podczas pogrążenia się w stan turija mógł podać otoczeniu pewne wieści czerpane wprost ze świata arupa, a zatem nie wieści wyrozumowane, lecz gotowe objawienia.

Jak zapewne ci wiadomo, u Egipcjan materializm poszedł jeszcze dalej objawiając się nawet w balsamowaniu zwłok i w otaczaniu ich przedmiotami powszedniego użytku. W ich szkołach tajemnych zachowała się już tylko tradycja dawnej łączności człowieka ze światem arupa, dlatego wtajemniczeni u nich mieli pewien nastrój rezygnacji. Izis była już odłączona od Ozyrysa, a nie umieli przywrócić miedzy nimi łączności. Toteż i poziom wtajemniczenia był u nich obniżony. Szkoła tajemna nie zdołała postawić na własnych nogach indywidualności zbyt młodej jeszcze i zbyt słabej u czeladnika, zatem doprowadzała go tylko do czytania w stanie turija myśli obcych, nie mogąc w nim rozwinąć samoistnych. Było to coś podobnego do dzisiejszej telepatii. Zrozumiesz jaśniej ten związek, gdy sobie uprzytomnisz, że nasza epoka obecna jest powtórzeniem egipskiej, ale oczywiście jako biegun przeciwny ówczesnemu.

Czasy bezpośrednio poprzedzające zstąpienie Chrystusa były tym głębszym zstąpieniem ducha w materię, ale zarazem budzeniem się duszy indywidualnej. Toteż w Grecji ani w Fenicji nie było już szkół tajemnych w znaczeniu właściwym. Istniały natomiast misteria oraz szkoły filozoficzne. Nauka w nich była już zupełnie rozumowa, a misteria miały za zadanie uzmysławiać przedstawieniami dramatycznymi to, co jeszcze ująć się dało w ścisłe słowa wykładu. Dopiero chrześcijaństwo przywróciło szkołom tajemnym ich poziom, równy wysokością pierwotnemu, ale wzbogacony o cały ten dorobek duchowy, jaki dał Chrystus ludzkości. Dopiero od czasów Chrystusa nawiązała się na nowo łączność miedzy światami niższymi a wyższymi, ale nawiązała się w sposób nowy, ściśle indywidualny. Dzięki ofierze Chrystusa ludzie nie muszą już uciekać z ziemi, nie muszą pogrążać się w "sen joginów", aby obcować ze światami wyższymi, lecz mogą tu, na ziemi, nawiązywać łączność z tymi światami. Na tym polega "świętych obcowanie", czego dotychczas może nie rozumiałeś w katechizmie.

Tak oto zaczynasz już lepiej rozumieć, dlaczego nie ma obecnie takich szkół tajemnych jak dawniej, i dlaczego mogą one być "wszędzie i nigdzie". Po prostu, nie potrzeba takich szkół oddzielnych. Chrystus wskazał drogę, po której może pójść każdy człowiek bez wyjątku, choćby jego warunki życiowe były najbardziej trudne i niedogodne do jakiejkolwiek pracy nad sobą. Nie ma takiego położenia życiowego, w którym człowiek nie mógłby wznosić się aż do tych światów niebiańskich, w których znajdzie Chrystusa. Każdy to może, jeżeli tylko naprawdę chce tego. Teraz jasna będzie dla ciebie ważność niesłychana tej książeczki, o której ci wspomniałem – "Naśladowanie Chrystusa", i nie wyda ci się dziwne, że obecnie nawet Indowie zabierają się do studiów nad nią. Przestaną cię również mylić słyszane może tu i ówdzie twierdzenia o rzekomej wyższości religii buddyjskiej nad Chrystusową. Pomyśl, że dopiero w sześć wieków po działalności Buddy zstąpił Chrystus na Ziemię, że zatem ludzkość była już o sześć wieków starsza. Posunęła się o sześć wieków w rozwoju, potrzebowała zatem już czegoś więcej ponad to, co jej mógł dać Budda. A to "coś więcej" dał ludzkości właśnie Chrystus. Powiedział krótko: "Jam jest droga, prawda i żywot", tymi kilkoma słowami wskazał ludzkości drogę w światy wyższe – poprzez siebie.

Nie zbija cię już zapewne z tropu to, że raz mówię o światach wyższych, innym razem o jaźni wyższej, wiesz bowiem, że światy wyższe, w których ona mieszka należą już do równi arupa. Na tych równiach nie ma form, nie ma ograniczeń, nie ma odrębności. Tam twa Iskra Boża i Chrystus – to jedno. Skoro nawiążesz łączność stałą miedzy twą jaźnią niższą a wyższą, to nawiążesz tym samym łączność między sobą a Chrystusem. To jest joga nowoczesna, ani o włos nie różna od jogi pradawnej, jeżeli uwzględnisz, że nirwana, to Chrystus. Zapamiętaj dobrze ten fakt, a nie zbiją cię z tropu żadne twierdzenia przeciwne rzekomych "joginów" lub okultystów.

Teraz jasne dla ciebie będzie, że joga nowoczesna żadnych szkół tajemnych nie potrzebuje. Twoja szkoła tajemna jest właśnie tu, w tym miejscu, gdzie siedzisz. Tworzycie ją wy dwaj: ty i Twój Mistrz, nieznany ci jeszcze, ale już obecny. Mimo to, znajdziesz i dziś szkoły tajemne, rozsiane po różnych krajach i miejscowościach Europy, Azji i Ameryki. Niektóre z nich uprawiają rzeczywiście jogę, inne zaś, obliczone są na niewiedzę swych uczniów lub nawet na ich próżność. Prawdziwsze z nich idą w kierunku albo indyjskim, albo egipskim. Niektóre utworzyły sobie dziwaczną kombinację Hatha jogi z kabałą. Są i takie, które się zwą hermetycznymi lub różokrzyżowymi, nie mając z tymi kierunkami nic wspólnego prócz nazwy.

Tobie jednak to wszystko jest niepotrzebne. Prawdziwa szkoła tajemna nie polega na miejscowości, ani na budowli, ale na pracy. Nie o to idzie, aby znajdować się w jakimś osobliwym otoczeniu, tylko o to, aby pracować. Pracę zaś możesz podjąć w każdej chwili i w każdym miejscu. W szkołach publicznych też są "eksterniści", którzy do tych szkół przychodzą tylko na egzamin po ukończeniu nauki. Tobie również szkoła tajemna będzie potrzebna dopiero wtedy, gdy będziesz dojrzały do egzaminu. Dowiesz się o tym w samą porę – ale nie wcześniej – dokąd masz się udać na egzamin. Przed czasem nie wypytuj się o nią, bo nikt ci o niej nic prawdziwego nie powie. We właściwej porze otrzymasz wskazówki o swej szkole i także nic o niej nie powiesz nikomu. Nie zdradzisz nawet tego, że wiesz o niej coś realnego. Niechaj ona do tego czasu zostanie mitem dla ciebie.

Zatem, szkoła będzie dla ciebie czymś aktualnym, gdy zaczniesz się zbliżać do wtajemniczenia. W chwili odpowiedniej zetkniesz się z ludźmi, którzy ci coś o tym powiedzą. Nie będzie to nic szczególnego, nic tajemniczego, a jednak będzie prawdziwe. Wówczas będziesz już tak wysoko na ścieżce, że od razu spostrzeżesz, jak prawdziwe jest to, co ci powiedzą. Na razie nie zaprzątaj sobie tym głowy, a zajmij się pracą nad sobą z całą cierpliwością i wytrwałością do jakiej tylko jesteś zdolny. Zobaczysz później, że cierpliwości i wytrwałości potrzeba na ścieżce o wiele więcej niż jej masz dotychczas. Jednym z twych stałych zadań będzie wyrabianie w sobie tych zdolności w coraz to większym stopniu.

Obecnie trzeba tylko, abyś pozbył się uprzedzenia, jakoby którakolwiek ze szkół prawdziwych mogła prowadzić do czegoś innego niż pozostałe. Podobnie, jak siedem ścieżek różnych jogi staroindyjskiej było tylko siedmioma światłami barwnymi jednego promienia słonecznego, rozszczepionego w pryzmacie równi ziemskiej, tak i różne szkoły nowoczesne, to tylko dopływy jednej wielkiej rzeki. Nie jest zatem w niczym odmienna szkoła np. różokrzyżowa od chrześcijańskiej, adjarskiej, szkockiej, hermetycznej itd., jeżeli tylko jest prawdziwa. A czy jest prawdziwa – poznasz nieomylnie na odpowiednim stopniu ścieżki po tych jej cechach, które wówczas staną ci się zrozumiałe.

Pamiętaj także i o tym już od samego progu ścieżki, że prawdziwie ostrzega cię "Głos milczenia", abyś "nie szukał Guru w dziedzinach szału". Nie jest z pewnością Wtajemniczonym ten, który sam siebie "wtajemniczonym" mianuje, chyba że pod tą nazwą rozumie się adepta Hatha jogi. Prawdziwy Wtajemniczony nie używa żadnych tytułów i na pozór nie różni się niczym od przeciętnego człowieka. Możesz spędzić z nim lata w zażyłości, a nie dowiesz się od niego nawet tego, że jest on Wtajemniczonym. Musisz mu dopiero dorównać, aby dowiedzieć się kim on jest, a raczej, aby to rozpoznać. Między Wtajemniczonymi nie potrzeba zawierania znajomości, nie potrzeba wzajemnego przedstawiania się, a tym bardziej nie jest potrzebne wymienianie jakichś tajemniczych słów lub znaków. Tam każdy widzi od razu kim jest drugi, zna go zresztą od dawna na równiach wyższych, pomyłki zatem lub wątpliwości są tu niemożliwe.

To widzenie innych Wtajemniczonych, ta świadoma łączność z nimi w ciałach nadzmysłowych, jest dla człowieka możliwa dopiero od czasów Chrystusowych. Dlatego też od tych czasów szkół tajemnych w dawniejszym znaczeniu już nie potrzeba. Zbyteczna już jest obecność ciągła ucznia w pobliżu Mistrza w ciele fizycznym. Dlatego też dopiero od tych czasów jest możliwe "samowtajemniczenie". Za pierwszego "samowtajemniczonego" uchodził Paracelsus. Wtajemniczył się o tyle "sam", że nie miał żadnego Mistrza w ciele fizycznym, ale pojmiesz łatwo, że go musiał mieć w ciele astralnym lub myślowym. Również święci chrześcijańscy lub różokrzyżowcy nie odbywali przeważnie nauki w szkołach tajemnych przed swym wtajemniczeniem.

W rozdziale następnym przeczytasz o stopniach przygotowawczych i o stopniach oświecenia. Zorientujesz się, że do ćwiczeń na tych stopniach nie potrzeba osobnej szkoły. A jeżeli w ezoteryce chrześcijańskiej napotkasz takie terminy jak: concentratio, meditatio lub contemplatio, to będziesz tylko miał wskazówkę, że ćwiczenia tajemne nie były obce klasztorom średniowiecznym. Także u różokrzyżowców znajdziesz takie terminy, które później przeszły nawet do nauki świeckiej i tam zostały wypaczone ich pierwotne znaczenia pod wpływem kierunku materialistycznego tej nauki. Zastanów się tylko nad znaczeniem w jakim dziś używa się wyrażeń: imaginacja, inspiracja lub intuicja. Mówi się o kimś, że "imaginuje sobie", gdy wyobraża sobie coś nie istniejącego, zatem, gdy miewa złudzenia, halucynacje. Inspiracji szukają dziś ludzie nierzadko w alkoholu lub w narkotykach. A o intuicji mówią nawet wtedy, gdy mają "intuicyjny" wstręt do pewnych potraw lub gdy "intuicyjnie" klepią pacierze myśląc przy tym o czymś innym.

Z tego, co ci przedstawiłem, nie wynika, że nie istnieją dziś szkoły tajemne różokrzyżowe, chrześcijańskie, buddyjskie lub inne. Istnieją do dziś, ale ustała już niezbędność przebywania w nich osobiście. Jeżeli to w niczym nie przeszkodzi twym obowiązkom, twemu zadaniu życiowemu, możesz wstąpić do takiej szkoły. Nie oczekuj jednak, że napotkasz gdzieś o niej jakieś ogłoszenia lub, że ci ją poleci ktoś ze znajomych. Gdy ci szkoła taka będzie potrzebna, wskaże ci ją twój Mistrz, chociaż dotychczas nie przeczuwasz nawet jego istnienia. Te szkoły, które ogłaszają się publicznie i które za naukę biorą wynagrodzenie – są na pewno fałszywe.

Józef Aćarya Świtkowski

Portal wiedzy ezoterycznej: 
© Wszelkie prawa do publikacji zastrzeżone przez: radza-joga.blogspot.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz